Śmiertelnie niebezpieczne sąsiedztwo. „Żyjemy jak na bombie”

TVN UWAGA! 5368951
TVN UWAGA! 352989
Kilkunastu lokatorów domu komunalnego w Głownie od dawna uskarża się na zachowanie jednego z sąsiadów. Samotnie mieszkający pan Janusz, będąc pod wpływem alkoholu, miał już kilkukrotnie sprowadzić śmiertelne niebezpieczeństwo na wszystkich mieszkańców.

„Z roku na rok jest gorzej”

Kłopoty pana Janusza, zajmującego pokój z kuchnią na piętrze, zaczęły się od nadużywania alkoholu.

- Żyjemy jak na bombie – wyznaje Józefa Wysocka.

- To trwa od bardzo dawna. I wciąż jest to samo, a właściwie z roku na rok jest gorzej – podkreśla Beata Rajewska. I dodaje: - Najgorsze dla mnie, jako matki dwójki dzieci, jest to, że którejś nocy ktoś nas może obudzić, bo płoniemy.

Sąsiedzi na co dzień zmagają się ze smrodem, który wydobywa się z mieszkania uciążliwego lokatora.

- Można tam znaleźć wszystko: słoiki, butelki, garnki, szmaty. Często to gnije. Zrobiła się z tego plaga myszy – opowiada pani Beata. I dodaje: - Pisaliśmy pisma do urzędu komunalnego, był sanepid, interweniował MOPS. Każdy chce mu pomóc, wysłać na terapię, posprzątać, ale nie ma skutku.

Zagrożenie

Nie codzienne uciążliwości są najważniejszym problemem dla lokatorów, a strach przed śmiertelnym zagrożeniem. Mężczyzna do przygotowania posiłków używa butli z gazem.

- O włos od tragedii było już kilka razy. Ostatni raz w maju poczułam dym i zainterweniowałam. Ten pan po raz kolejny pod wpływem alkoholu zostawił garnek na gazie – opowiada pani Beata.

- Pijany położył się i zasnął. To wszystko zaczęło się palić, a gaz się ulatniał. Na nasze szczęście to było w dzień, bo gdyby się to stało w nocy, to od samego gazu byśmy się potruli – dodaje pani Józefa.

Lokatorom za każdym razem udawało się ugasić ogień przed przyjazdem straży pożarnej. Od strażaków usłyszeli jasną deklarację, że poza spisaniem protokołu, niewiele mogą zrobić, by zapobiec kolejnym takim sytuacjom.

- Przewietrzyliśmy klatkę schodową. Ta osoba nie przyjęła od nas protokołu. Jeżeli wybuchnie pożar, to oczywiście będziemy interweniować. Jeśli natomiast istnieje tylko problem, że właściciel stwarza zagrożenie, to wtedy nie możemy interweniować – tłumaczy Michał Mirowski z Państwowej Straży Pożarnej w Zgierzu.

W swoje ręce

Wobec braku wsparcia w walce z nieodpowiedzialnym sąsiadem, mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce.

- Zabrałam mu butlę gazową z obawy o nas wszystkich – mówi pani Beata. I przyznaje: - Moim marzeniem jest pozbycie się stąd tego pana.

Uciążliwy sąsiad od lat nie płaci czynszu i innych świadczeń.

- Ten mieszkaniec musi wyrazić zgodę na współpracę. Zaproponowaliśmy mu wsparcie w postaci usług opiekunki, ale nie wyraził na to zgody. Nie jesteśmy w stanie podjąć dalszych działań – twierdzi Bożena Polak z Miejskiego Ośrodek Pomocy Społecznej w Głownie.

- Żyjemy jak na bombie. On pije, nie wiemy, czy papieros mu nie spadnie i nie zacznie się tlić. Rozmawialiśmy z nim wiele razy. Wszystkiego się wypierał i jeszcze nas straszył swoim synkiem – komentuje pani Józefa.

Okazuje się, że syn pana Janusza jest radnym w jednej z pobliskich gmin, lecz nigdy nawet nie próbował bronić zachowań ojca. Z dziennikarzami na jego temat nie chciał rozmawiać.

„Jesteśmy bezradni”

Jak na apele sąsiadów reagują przedstawiciele Miejskiego Zakładu Komunalnego w Głownie?

- Dokonaliśmy wizji lokalnej. Stwierdziliśmy, że lokal jest zapuszczony, a lokator stwarza zagrożenie. Wysłaliśmy pismo do tego pana z prośbą o utrzymanie lokalu w odpowiednim stanie, ale oczywiście nic to nie dało. Następnie skierowaliśmy wniosek na policję, sprawa trafiła do sądu, który orzekł karę grzywny. W czerwcu tego roku wystosowaliśmy wypowiedzenie umowy, ale próby jego doręczenia spełzły na niczym – opowiada Jacek Skwierczyński, dyrektor Miejskiego Zakładu Komunalnego w Głownie. I dodaje: - Jesteśmy bezradni. Wyczerpaliśmy wszystkie możliwe środki, zwrócimy się do sądu z wnioskiem o eksmisję.

Po naszej interwencji sprawy nabrały tempa. Gdy umówiliśmy się na wizytę w zakładzie komunalnym, pod dom przy ul. Zagajnikowej podjechał wynajęty kontener, zaczęło się sprzątanie mieszkania pana Janusza.

- Tak długo, jak osoba ta nie wyrażała zgody na współpracę, nie mogliśmy podjąć żadnych działań. Rozmawiamy z tym panem od września. Był to długotrwały proces – tłumaczy Bożena Polak z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Głownie.

- Pani z MOPS-u podsunęła mu kartkę i podpisał. Okazuje się, że można – mówi pani Beata.

Urzędnicy zapewniają, że gdy uda im się przeprowadzić eksmisję pana Janusza, trafi on do lokalu, w którym nie będzie dla nikogo stanowił zagrożenia. Jednocześnie zamierzają nadal proponować mężczyźnie konieczną pomoc, m.in. leczenie odwykowe.

podziel się:

Pozostałe wiadomości