Głowa w szafie biegłego

Biegły patomorfolog Andrzej K. wykonał już tysiące sekcji. Jego ekspertyzy od dawna budziły kontrowersje. Dopiero w tym roku, przez przypadek odkryto prawdę na temat jego pracy, kiedy w szafie biegłego znaleziono ludzką czaszkę.

Artur Jabłoński zmarł w lipcu zeszłego roku. Biegły patomorfolog w trakcie sekcji zwłok stwierdził samobójstwo. Dopiero po pogrzebie chłopaka pojawiły się przypuszczenia, że został zamordowany. Nieoczekiwanie postanowiono ekshumować zwłoki. Po wyjęciu ciała z trumny dokonano przerażającego odkrycia – zwłoki pozbawione były głowy, dłoni i kości przedramienia. Jeszcze tego samego dnia czaszka zmarłego odnalazła się – w szafie biegłego Andrzeja K. - Dopiero po dziewięciu miesiącach, po ekshumacji okazało się, że jest niekompletny. Że brakuje nam głowy, dłoni, przedramienia – mówi Agnieszka Jabłońska, siostra Artura. – Tego samego dnia głowa się znalazła, w szafie u pana doktora. Patomorfolog, Andrzej K. w tym makabrycznym odkryciu nie widzi żadnego problemu. Odmawia rozmowy twierdząc, że jest nie fotogeniczny. Prokurator postawił lekarzowi zarzuty: fałszowania dokumentacji i poświadczenia nieprawdy. Ekshumacja wykazała, bowiem nie tylko brak części ciała, ale także to, że sekcja zwłok w ogóle nie odbyła się. - Stan szczątków – brak cięć a także przemieszczeń narządów wskazuje na to, że sądowo – lekarska zwłok nie została przeprowadzona – mówi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Sprawa Artura nie jest jedyną, która budzi wątpliwości. Podobnie stało się w przypadku innego młodego człowieka – 18 – letniego Sebastiana. Sebastian był pełnym życia 18 – latkiem. Miał kochających rodziców, dziewczynę i plany na przyszłość. Dlatego, gdy znaleziono go martwego leżącego w piwnicy – wszyscy byli pewni, że chłopak został zamordowany. Biegłemu patomorfologowi zlecono przeprowadzenie sekcji. - Lekarz z pogotowia powiedział, że to jest zabójstwo – wspomina matka Sebastiana. – Później był wezwany dr Andrzej K., przyjechał ze swoją ekipą i powiedział: „powiesił się” – kontynuuje. - Był tak strasznie pobity! Ja mówię do lekarza: „Panie doktorze, czy pan tego nie widział, co pan napisał?”. Rodzice Sebastiana nie przyjęli do wiadomości, że ich syn popełnił samobójstwo. Dwa tygodnie później ojciec chłopaka zmarł na zawał serca. Sprawą śmierci 18 - latka zajął się detektyw. Jako doświadczony policjant również nie wierzy w samobójstwo chłopca. W swoim dochodzeniu wytknął lekarzowi wiele błędów. - Przeglądaliśmy dokumenty z sekcji i okazało się, że doktor pomylił nawet strony zadrapań. Pomylił lewą z prawą stroną twarzy. To karygodne, lekarz to traktuje bardzo przedmiotowo - – mówi Janusz Stępień, prywatny detektyw. - Obrażenia były ewidentne i były w tak różnych miejscach. I jego odzież poobdzierana, zakrwawiona świadczą o tym, że tam doszło do jakiejś tragedii przy udziale osób trzecich – dodaje Stępień. Fakt, że biegły stwierdził samobójstwo przekreśliło szanse na znalezienie winnych śmierci Sebastiana. Pomimo tego, że ekspertyzie wytknięto wiele niedociągnięć, prokurator odrzucił apelację. Dr. Andrzej K. zaliczany jest do kaliskiej śmietanki świata medycznego. Ten były działacz izby lekarskiej i sądu lekarskiego 2 lata temu sam został ukarany przez Naczelny Sąd Lekarski za nieetyczne zachowanie, czyli bezprawne przypisywanie sobie II stopnia specjalizacji. To w sądzie Okręgowym w Kaliszu przez ponad 20 lat Andrzej K. wystawiał ekspertyzy jako biegły. I nikt przez ten czas nie zorientował się, że posługuje się niewłaściwą pieczątką. - Nikt nie zwracał na to uwagi i do nas nie docierały takie sygnały, że biegły posługuje się niewłaściwą pieczątką – mówi Alicja Bydłowska, prezes sądu. Wkrótce po naszej interwencji patomorfolog odszedł na emeryturę. Gdyby nie makabryczne odkrycie, w szpitalu zapewne pracowałby do dziś.

podziel się:

Pozostałe wiadomości