Prokuratura Rejonowa w Zabrzu podczas rocznego śledztwa, zebrała materiał dowodowy, który pozwolił na oskarżenie ginekologa o gwałt, molestowanie oraz inne czynności seksualne. Oskarżenie dotyczy 26 pacjentek.
Wieloletni proceder
Proces ginekologa ruszył kilka dni temu w Zabrzu. Monzer M. oskarżony jest o molestowanie, gwałt i inne czynności seksualne wobec pacjentek. Lekarz krzywdził swoje pacjentki, co najmniej od dekady. Nasza bohaterka już dwa lata temu powiadomiła policję i prokuraturę, że padła ofiarą napaści seksualnej podczas wizyty w jego gabinecie.
- Trafiłam tam z polecenia. Jedna ze znajomych mówiła, że to bardzo sympatyczny człowiek. Nie zapalała mi się czerwona lampka, mimo że dość szybko skracał dystans. Nie brałam pod uwagę, tego, że on w ten sposób wydeptuje sobie ścieżkę – wspomina kobieta.
Wspomnienie tego dnia, jest dla naszej bohaterki niezwykle trudne.
- To, na co, już później zwróciłam uwagę to fakt, że nawet nie założył rękawiczek do badania – mówi była pacjentka Monzera M. i dodaje: Idąc do ginekologa liczymy się z tym, że będzie wkładał palce, bo musi wykonać badanie, ale wkłada się je w rękawiczkach i tylko palce, nie członka. Chowałam twarz w rękach.
Monzer M. ma 51 lat, do Polski przyjechał, jako 19-latek na studia medyczne. Pracował, jako lekarz ratunkowy w Katowicach, jest właścicielem specjalistycznej poradni lekarskiej, pracował również w szpitalu w Knurowie. Ma polskie obywatelstwo. Jest żonaty z Polką, mają dwoje dzieci.
- To nie było zdarzenie na ulicy, nie zaczepił mnie obcy mężczyzna tylko osoba, której ufałam, której powierzyłam swoje zdrowie i jego najbardziej intymną część. On po prostu zdeptał moją godność, kobiecość – wyznaje była pacjentka Monzera M.
Umorzenie
Kobieta dwa lata temu zgłosiła sprawę do prokuratury. Prowadząca sprawę pani prokurator umorzyła ją.
- Wszystko zamieciono pod dywan. Zabolało mnie to, że nikt nie zareagował. Moje zeznania mogły uchronić przed nim inne kobiety. Teraz jest ponad 20 ofiar wszystkich możliwych czynności seksualnych - mówi nasza rozmówczyni.
Śledztwo oraz przesłuchania, w których uczestniczył powołany do sprawy psycholog okazały się być kolejną traumą dla kobiety. W swojej opinii psycholog wyraził wątpliwości, co do postawy pokrzywdzonej w trakcie wizyty i braku jakiegokolwiek oporu wobec ginekologa.
- Lekceważącym tonem pytano mnie, czemu się nie broniłam. To często powtarzany argument, że skoro się nie broniłam, to nie doszło do przemocy fizycznej. Czułam, że chciano mi udowodnić, że przyszłam i „dałam mu się przelecieć”, więc czego teraz oczekuję?
Biegły zakwestionował również spokój kobiety i jej opanowanie podczas składania zeznań, oczekiwał, że ta powinna być rozhisteryzowana i zapłakana. Powołany do tej sprawy psycholog specjalizuje się przede wszystkim w terapii uzależnień, nie jest wpisany na żadną listę biegłych sądowych, a mimo wszystko zdecydował się przygotować opinię do tej sprawy.
- Stwierdziłem, że mam odpowiednie kompetencje i wydałem taką opinię – skomentował sprawę.
- To umorzenie to nie był policzek. To był nóż w plecy, w serce – mówi nasza bohaterka.
Kolejne poszkodowane
Do sierpnia 2018 roku ginekolog nadal przyjmował pacjentki w Zabrzu, Knurowie i Gliwicach. Kiedy na policję zgłosiła się kolejna kobieta, oskarżając lekarza o przemoc seksualną, tym razem jej uwierzono. Doszło do przeszukania gabinetu i zatrzymana ginekologa.
- Materiał dowodowy w każdej sprawie jest oceniany indywidualnie. Jeśli to umorzenie miało miejsce, to decyzja została podjęta na zebranym wówczas materiale dowodowym - komentujeWojciech Czapczyński z Prokuratury Rejonowej w Zabrzu.
Po aresztowaniu ginekologa milczenie przerwała także nasza kolejna bohaterka.
- Kiedy miałam 19 lat, zostałam zdiagnozowano u mnie zmianę na szyjce macicy. Lekarze mówili, że muszę zapłacić za specjalne badanie. Tylko on [Monzer M. – red.] przyjmował na NFZ. Jego zachowanie zmieniało się stopniowo, zaczynał od komplementów, podczas kolejnych wizyt doszło dotykanie po brzuchu, udach. Podczas trzeciej wizyty, kiedy leżałam w trakcie badania usłyszałam szelest ściąganych przez niego spodni. Odepchnęłam go nogą – wspomina kobieta.
Wstyd kobiet przed złożeniem zeznań był największym problemem dla prowadzących sprawę śledczych.
- Miałam 19 lat. Czułam się zagubiona. Było mi wstyd i bardzo się bałam – wyznaje kobieta.
Prokurator na początkowym etapie śledztwa miał zeznania czterech poszkodowanych kobiet, szukając kolejnych ofiar za pośrednictwem mediów, wystosował apel do pacjentek ginekologa, aby przełamały swój wstyd zgłaszały się na policję.
Przywrócić godność
Kobieta, która zdecydowała się opowiedzieć swoją historię naszej reporterce, podkreśla jak bardzo incydent w gabinecie ginekologa odmienił jej życie.
- To, co się stało wciąż ma wpływ na relacje z mężem, rodziną. Przypominają mi się zapachy, wspomnienia. Mogę iść z mężem po centrum handlowym, pojawią się podobne zapachy i zaczyna się płacz, wymioty. Uciekam, bo wszystko się przypomina – wyznaje i dodaje: Ktoś ma podobne dłonie, oprawki okularów i wszystko mi się przypomina. Jak wytłumaczyć mężowi, że bez zapowiedzi nie jest w stanie mnie przytulić, bo to parzy, po prostu się boję, że znów mi coś grozi, a ja nie będę umiała się obronić.
Lekarzowi grozi nawet 20 lat więzienia. Mimo, że proces już ruszył, prokuratura i policja czekają na kolejne pacjentki, które mogły zostać skrzywdzone przez ginekologa i do tej pory nie odważyły się o tym opowiedzieć. Prokurator będzie wnioskował również o pozbawienie lekarza prawa do wykonywania zawodu.
- Może w końcu zaczniemy być traktowane serio. Może fakt powiedzenia o tym na głos, jakoś ulży nam wszystkim. Nasze spotkanie to pierwszy krok do tego, by odzyskać godność. Kolejnym krokiem będzie surowa kara dla tego, który wyrządził tyle krzywd – kończy kobieta.