Popularność Zakopanego widać nawet w czasie pandemii. Mimo zamkniętych hoteli i restauracji, duże grupy turystów pojawiły się na Krupówkach i górskich szlakach.
- Każdy, kto już nie ma, z czego żyć, będzie się ratował, żeby jakoś obejść rozporządzenia. Nie dziwię się ludziom, że kombinują. Próbują w jakiś sposób przeżyć – ocenia Stanisław Gut.
„Nagonka na Podhale”
Pan Stanisław pracuje jako kierownik sali w jednej z restauracji na Krupówkach. Ostatni rachunek wystawił gościom w październiku. Jest po rozwodzie. Nie ma już, z czego płacić alimentów na dziecko. Oszczędności topnieją z dnia na dzień.
- Jest tragicznie, to nie jest gwóźdź do trumny, to jest śmierć. Są takie dni, że ustawia się policja i gonią ludzi, wlepiają mandaty. Robi się nagonkę na całe Podhale i sprawdza, czy ktoś coś wynajmuje. Wlepiane są mandaty. Teraz mamy tak, że jeden na drugiego dzwoni. Jeden sąsiad na drugiego sąsiada. Tragedia – ubolewa pan Stanisław.
Donosy to dziś też gorący temat rozmów.
- Ludzie dzwonią do sanepidu albo na policję, że w danym obiekcie stoją samochody z obcymi rejestracjami, więc najprawdopodobniej ta osoba wynajmuje. Są i tacy, co jeżdżą i sprawdzają. Nagminnie donoszą. Dzwonił do mnie kolega przerażony, że dostał przed chwilą telefon, usłyszał tylko pytanie: „Wynajmujecie”? Kolega odpowiedział, że nie: „No to za chwilę będziecie mieli kontrolę. Życzliwy sąsiad”. I rozłączył się. A pięć minut później na podwórko przyjechała policja - słyszymy.
Tę historię opowiedział nam były policjant. Teraz jest właścicielem kilku pensjonatów. Jeden z apartamentów wynajmuje długoterminowo, w ten sposób może opłacić chociaż część swojego kredytu. Zgodził się na rozmowę, ale prosił o anonimowość.
- Przykre jest, że takie rzeczy w ogóle mają miejsce, bo te osoby, które tak uprzejmie donoszą do tych instytucji, nie biorą pod uwagę, że ci ludzie walczą o swój byt, a przy okazji walczą o byt ludzi, których zatrudniają – wskazuje były funkcjonariusz.
Kary od 10 do 30 tys. zł
Tylko 1 stycznia policja dostała ponad 50 donosów o nielegalnym wynajmowaniu pensjonatów. Wciąż sprawdzane są kolejne obiekty. Do pomocy ściągnięto funkcjonariuszy z całego kraju.
- Codziennie prowadzone są kontrole z przedstawicielami komendy powiatowej policji. Udajemy się na taki obiekt, wchodzimy, rozmawiamy z właścicielem. Są osoby, które są rozżalone, że jesteśmy u nich na kontrolach – przyznaje Beata Trojańska, dyrektorka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Zakopanem.
Za otwarty pensjonat sypią się kary, od 10 do 30 tys. zł.
Co jeśli przedsiębiorca nie ma pieniędzy na ich zapłacenie?
- Zawsze jest możliwość, żeby się odwołać. Wówczas też są prowadzone sprawy w sądzie – wyjaśnia Trojańska.
Co mają zrobić właściciele pensjonatów, którzy mają długi i rodziny na utrzymaniu?
- Rozumiem to, wśród policjantów również są osoby, które prowadzą działalności gospodarcze. Każdy z nas stosuje się do tych przepisów. To nie policjanci nakładają te obostrzenia – tłumaczy asp. sztab. Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
Zamknięte stoki
Stoki narciarskie są zamknięte. Ta nagła decyzja zaskoczyła zarówno turystów, jak i właścicieli wyciągów.
Pan Józef budował swoją stację narciarską w Jurgowie przez 13 lat – dziś jest na skraju bankructwa. Codziennie goście odwołują kolejne rezerwacje i rezygnują z ferii.
- Jeżeli chodzi o typowego turystę - żadnego karnetu nie sprzedajemy. Sprzedajemy karnety wyłącznie dla grup, które mają licencję – mówi Józef Modła.
Zamknięcie niektórych branż i brak pieniędzy na życie, spowodowały, że właściciele pensjonatów zaczęli szukać nowych możliwości ominięcia obostrzeń. Jeszcze do niedawna turyści byli przyjmowani na tzw. wyjazdy służbowe, teraz w ogłoszeniach można przeczytać, że poszukiwane są ekipy remontowe czy sprzątające.
- Podpisujemy umowę o parking, umowę poufności i państwo mieszkacie. Tak musi być, bo nie wolno wynajmować nam obiektów. Gratis ma pani apartament do tego, żeby pani pilnowała sobie samochodu. Ma pani ode mnie prezent. A o prezentach nie było mowy, że nie wolno – usłyszeliśmy w jednym z pensjonatów.
- Znam kilka osób, które zostały bez prądu, w zimę bez prądu…, ale nie ma żadnej dyskusji. Jest niezapłacone, więc przychodzą i odcinają licznik. Myślę, że to potrwa jeszcze chwilę i ludzie sami zdecydują o tym, żeby otwierać swoje biznesy, bo nie będzie innego wyjścia. Jeżeli ktoś ma do wyboru niepłacenie rachunków, kredytów i utratę całego dorobku życia, a zapłacenie jakiejś kary, to on ten biznes otworzy – ocenia były policjant.