Mieszkańcy warszawskich Włoch od czterech miesięcy żyją w strachu. Od tego czasu niemal w całej dzielnicy doszło do kilkudziesięciu włamań i kradzieży. Złodzieje wchodzili do domów zarówno w dzień, jak i w nocy. Mimo panującego wśród mieszkańców przerażenia, władze dzielnicy twierdzą, że w tych zdarzeniach nie ma nic nadzwyczajnego.
- Myślę że o pladze nie ma co mówić. My robimy wszystko by mieszkańcy znowu mogli poczuć się bezpiecznie. Wystosowałem pisma do Komendanta Stołecznego Policji o to, żeby zwiększyć ilość policjantów we Włochach. Ta dzielnica jest duża terytorialnie i potrzebuje więcej patroli – mówi Michał Wąsowicz, burmistrz dzielnicy Włochy.
- My staramy się by ta nasza obecność była bardziej widoczna przede wszystkim dlatego, że ma to pewne działanie prewencyjne. Tam gdzie widać więcej policji, tam dochodzi do mniejszej liczby przestępstw – dodaje st. asp. Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
W tym rejonie dzielnicy, gdzie najczęściej dochodziło do kradzieży jest tylko jeden posterunek policji, w którym pracuje kilku policjantów. Służbę pełnią na ogół w ciągu dnia, dlatego w nocy włamywacze czują się bezkarni. W tej sytuacji mieszkańcy postanowili sami dbać o własne bezpieczeństwo. Daniel Holak wraz z sąsiadami utworzył straż społeczną. Kilka razy w tygodniu jeżdżą na rowerach w pobliżu posesji, w których najczęściej dochodziło do włamań i kradzieży.
- Rzadko bywa tak, że tak prewencyjnie ludzie myślą. To przeważnie się dzieje wtedy, kiedy jest jakiś sygnał, że dzieje się coś niedobrego. To działa uspakajająco na wszystkich mieszkańców tego osiedla, bo wiedzą, że jest ktoś, kto daje stale baczenie na to miejsce – mówi Joanna Heidtman, psycholog.
W zagrożonym włamaniami rejonie miasta w ostatnim czasie został uruchomiony mały posterunek policyjny, w którym pracuje teraz czterech dzielnicowych. Zdaniem mieszkańców niewiele to pomogło - dalej boją się zuchwałych kradzieży...