Emeryt na własną rękę sprząta dzikie wysypiska. Wójt: Odpady powinny być posegregowane

TVN UWAGA! 5098055
TVN UWAGA! 323737
Kocha przyrodę i nie może pogodzić się z tym, że w pięknych okolicach, gdzie mieszka ludzie pozostawiają tony śmieci. 71-letni pan Waldemar chodzi po lasach i łąkach i na własną rękę sprząta dzikie wysypiska. Swoją postawą zachwyca mieszkańców, ale nie urzędników.

Trudna współpraca z wójtem

Pan Waldemar za każdym razem, gdy zbierze dużą ilość śmieci, powiadamia o tym właściwe gminy, bo to do ich obowiązków należy wywóz odpadów.

Przed miesiącem 71-latek sprzątał w okolicach Marcinkowic na Dolnym Śląsku. W zaledwie kilka dni zebrał tam około cztery tony śmieci. Pomimo że powiadomił urząd, śmieci nikt dalej nie sprzątnął.

- Te worki leżą od miesiąca, już śmierdzą. Czekam, aż dostanę informację o podstawionych kontenerach – mówi mężczyzna.

- Współpraca z wójtem układa się różnie. Często jak dzwonię, od sekretarki słyszę, że wójta nie ma, że ma spotkanie, albo wyjechał. Zdarza się, że w tle słyszę rozmawiającego wójta, słuch mam jeszcze bardzo dobry, a sekretarka zapewnia o jego nieobecności – ubolewa.

- Słyszałem, że wójt opowiada, że nie lubi tego pana, który jeździ żółtym samochodem, bo tylko problemy stwarza mu i on musi potem kontenery załatwiać – dodaje.

Wynajęcie przez gminę kontenera na jedną tonę śmieci kosztuje około 800 złotych. Do tej kwoty doliczane są także koszty transportu. Zabranie śmieci z dzikich wysypisk gmina Marcinowice zleca firmie, z którą ma podpisaną umowę na wywóz odpadów. Tam Woźniak też dzwonił. Bezskutecznie.

Podczas kolejnej wizyty w urzędzie towarzyszyliśmy zdeterminowanemu emerytowi z kamerą. Na miejscu dowiedzieliśmy się jednak, że wójt jest na spotkaniu i możemy się z nim spotkać dopiero za godzinę.

- Trzeba mieć pecha, żeby za każdym razem, jak się przyjdzie było spotkanie, albo żeby wójta nie było – kwituje pan Waldemar.

Ciężkie życie

Pan Waldemar mówi, że najlepiej czuje się na łonie natury. Dodaje, że gdyby nie natura, wszyscy żylibyśmy jak na pustyni.

- Sprzątanie daje mi wielką satysfakcję. Jak nie sprzątam dróg powiatowych, to sprzątam rzeki. Jak nie sprzątam rzek, to sprzątam lasy. Mogę coś zrobić dla przyrody.

Mężczyzna nie miał łatwego życia. Wychowywał się w domu dziecka, nigdy nie poznał swoich rodziców. Pomimo że szczęśliwie się ożenił, życie nie szczędziło parze cierpień. Trójka dzieci małżeństwa zmarła przy porodzie. Ostatecznie małżeństwo doczekało się tylko jednej córki.

Przez lata pracował jako listonosz.

- Dwa lata temu małżonka zmarła na zanik mięśni. Gdy było mi ciężko, przy życiu trzymała mnie robota – przyznaje pan Waldemar.

Woźniak jest oddany swojej sprawie bez reszty. Choć żyje ze skromnej emerytury pocztowca, bywa, że większą jej część przeznacza na zakup paliwa, rękawiczek i worków na śmieci.

Trzy tony śmieci czekają w Mietkowie na wywiezienie

Pan Waldemar nie może doprosić się interwencji władz nie tylko w Marcinowicach. W pobliskim Mietkowie leżą trzy tony odpadów, które zebrał emeryt. Worki zdążyły już popękać.

- Wszystko leży, gnije, śmierdzi, ale nikogo z gminy Mietków to nie rusza. Ja to wszystko posprzątałem, a oni mają wielki problem, jak to wywieźć. Póki co wysoka trawa zasłania worki, ale jak uschnie to jest widok, aż w oczy razi – mówi mężczyzna.

Dlaczego nie można odebrać śmieci?

W końcu udało nam się spotkać z wójtem Marcinowic. Waldemar Woźniak już rok temu sprzątał śmieci na terenie tej gminy. Wtedy nie było żadnego problemu z kontenerami. Dlaczego jest teraz?

- Firma, która wywozi śmieci, sukcesywnie zajmuje się różnymi gminami. Dopiero gdy będzie miała wolne moce przerobowe, będzie mogła podstawić nam kontener. (…) To jest procedura około półtora miesiąca. Nie umiem wskazać konkretnej daty – twierdzi Stanisław Leń, wójt gminy Marcinowice.

Zadzwoniliśmy do Zakładu Oczyszczania Miasta, by spytać o czas oczekiwania na kontener.

- Do trzech dni, ale to jest różnie, może być i jutro. Nie ma znaczenia, czy kontener zamawia osoba prywatna czy gmina – słyszymy.

Skoro nie czas oczekiwania na kontenery jest realnym problemem, to może są nim finanse? Po podwyżce cen za wywóz śmieci, mająca 6,5 tys. mieszkańców, gmina Marcinowice płaci około 200 tysięcy złotych miesięcznie za odpady komunalne. Nie ma oddzielnego budżetu na likwidację dzikich wysypisk. Dlatego do zbieranych przez Woźniaka śmieci, musi jeszcze dopłacać.

- Wiem, że jest duży problem ze śmieciami. Jestem jednak pewny, że te śmieci znikną. Nikt nie neguje tego, co robi pan Waldemar. Wyposażyliśmy pana w worki, które mu nie odpowiadały – mówi Stanisław Leń. I dodaje: - Chwała panu Waldemarowi, że zbiera śmieci. Jako gmina możemy odbierać je, ale posegregowane.

- Jakbym miał jeszcze segregować te śmieci, to ja bym z tego lasu za pół roku nie wyszedł – komentuje emeryt.

„Chwała mu za to”

W gminie Świdnica Waldemar Woźniak sprzątał rzeki: Piławę i Bystrzycę. W pół roku zebrał 40 ton odpadów. Potrzebne było aż 20 kontenerów, by je załadować i wywieźć. Ta gmina jednak od początku bardzo docenia to, co mężczyzna robi dla ochrony środowiska.

- W naszej gminie pan Waldemar to pierwszy ekolog. Od początku go wspieramy i będziemy to robić tak długo, jak będzie mu się chciało zbierać śmieci. Nie mamy żadnego problemu z zabezpieczeniem w budżecie pieniędzy potrzebnych na kontenery, rękawice i worki dla pana Waldemara – mówi Teresa Mazurek, wójt gminy Świdnica.

Zwykli mieszkańcy również bardzo doceniają to, co robi pan Waldemar.

- Zawsze był społecznikiem i dobrym człowiekiem, pomagał. Bardzo go za to co robi szanuję – mówi mieszkaniec gminy, którą sprząta pan Waldemar.

- Chwała mu za to, co robi. Takie coś musi być w człowieku – dodaje inny mieszkaniec.

- Sama się zastanawiam, czy jak idę na spacer to nie zabrać worka i nie posprzątać. W końcu przyroda to nasze wspólne dobro –

Dzień po naszej wizycie w urzędzie gminy Marcinowice sprawa z podstawieniem kontenera przybrała nieoczekiwany obrót. Po kilku tygodniach oczekiwań, pan Waldemar nagle dowiedział się, że śmieci zostaną odebrane.

- W miejscach, w których sprzątam śmieci nie ubywa – cały czas jest ich więcej i więcej. Opanujmy się. Co zostawimy dla przyszłych pokoleń? Zgliszcza? Bez przyrody zginiemy – apeluje pan Waldemar.

Pan Waldemar ma tylko jedno marzenie: chce być jak najdłużej zdrowy, żeby zbierać śmieci. A tak po cichu marzy jeszcze tylko o samochodzie terenowym, który bardzo przydałby mu się w jego społecznej pracy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości