Dziki atakują!

Wataha dzików na kilka godzin opanowała pralnię w Pabianicach. Przerażeni pracownicy zabarykadowali się za drzwiami, które zwierzęta atakowały, i rozjuszone wbiegały nawet na wyższe piętra. Atak 12 dzików sfilmował jeden z pracowników.

Na podwórze pralni w Pabianicach kilka dni temu wpadła wataha złożona z 12 dzików. Zabłądziły z pobliskich pól. Wśród nich były dwa odyńce i dwie lochy z młodymi. Zwierzęta były agresywne, rozjuszone demolowały pozostawione na podwórku przedmioty, nie zawahały się zaatakować ludzi. - Stałem w drzwiach, zawołałem na szefa, że idą dziki – opowiada Robert Dobrzyński, pracownik pralni. – Wybiegłem, żeby je przegonić. Nie zdążyłem wbiec do środka i jeden mnie walnął. Wpadłem na szefa, szef zamknął drzwi. Dzik wpadł na zakład. Robert Dobrzyński został ranny w nogę. Pracownicy pralni zabarykadowali się przed dzikami, które niczym psy skakały wysoko do drzwi, wbiegały po schodach na zewnątrz budynku. Policja i straż miejska zdołały tylko poinstruować okupowanych przez watahę ludzi, by zamknęli bramę i uniemożliwiły dzikom wydostanie się na ulicę. Ponad godzinę trwały narady policji z leśnikami i myśliwymi, jak wypędzić rozjuszone zwierzęta. - To była sytuacja nietypowa, staraliśmy się powiadomić wszystkie możliwe służby, które mogły pomóc w rozwiązaniu problemu – mówi komisarz Andrzej Janicki z zespołu prasowego Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach. Zgadzają się z nim myśliwi i leśnicy – atak dzików na siedziby zamieszkane przez ludzi to rzecz trudna do przewidzenia. Dziki ze swej natury boją się ludzi i unikają ich. Dlaczego więc tego dnia w Pabianicach doszło do agresji zwierząt? - Dziki czasem wychodzą z lasu, wypychane przez ludzi zbierających grzyby, jagody – mówi Andrzej Dudziak z Koła Łowieckiego ZŁOM w Pabianicach. A Bogdan Kolasiński, leśniczy Leśnictwa Pabianice dodaje: - Kończy się też ich baza żerowa w polach. Takie przypadki zdarzają się coraz częściej, bo ludzie zawłaszczają coraz więcej powierzchni, dotąd przynależnej zwierzętom. Tym razem wszystko zakończyło się niegroźnie, jeśli nie liczyć ran odniesionych przez jednego z pracowników i zniszczeń na terenie pralni. Leśniczym udało się w końcu uspokoić, a potem, po półgodzinnej akcji, wyprowadzić dziki z podwórka. Szczęśliwie umknęły dokładnie w tę stronę, z której przyszły.

podziel się:

Pozostałe wiadomości