- Syn jest trudnym dzieckiem, ale nie takim, żeby kogoś tak zaatakować z zimną krwią? To nie on! - stanowczo kręci głową pani Magdalena. Pasażerem taksówki był jej syn oraz 25 Ukrainiec, Wasilij N., który legalnie pracował i przebywał w Polsce. Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że mógł być on już zamieszany w jedno zabójstwo.
Sama zamówiła taksówkę
Tamtej nocy pani Magdalena osobiście zadzwoniła na prywatny numer 33-letniego taksówkarza Grzegorza, który od 6 lat pracował w zawodzie. Mężczyzna dobrze znał chłopca i panią Magdalenę, bo chodził z nią do szkoły podstawowej. Kacper i Wasilij N. zamówili kurs na lubelski Sławinek.
O tym, co stało się później informowały potem wszystkie, w tym ogólnopolskie, media. Taksówkarz cudem uniknął śmierci. Usiłowano poderżnąć mu gardło, by następnie ukraść tablet i nawigację. Mężczyzna zdołał wydostać się z samochodu i uciec. - Tym samym uratował swoje życie - mówią policjanci.
"Było sporo krwi"
Na miejsce, gdzie rozegrał się dramat, zabiera nas kolega taksówkarza, Jędrzej Fijewski. - Na pokrowcach i w okolicy samochodu było sporo krwi - relacjonuje. Zaatakowany taksówkarz miał liczne rany na szyi i klatce piersiowej, ale był przytomny. Lekarze określali jego stan jako ciężki. - Stracił bardzo dużo krwi - ówi Fijewski.
Jeszcze tej samej nocy policja zatrzymała Kacpra, a dzień później - Wasilija N. I chociaż to Ukrainiec miał zadawać ciosy taksówkarzowi, zarzuty usiłowania zabójstwa usłyszał zarówno on, jak i 14-latek. - Bez względu na podział ról obydwaj odpowiadają za całość zdarzenia - podkreśla Piotr Sitarski z prokuratury okręgowej w Lublinie.
Do usiłowania zabójstwa doszło w środku nocy. Po taksówkę mama Kacpra dzwoniła o 23.30. Jak to w ogóle możliwe, że o tej porze 14-latek sam wychodzi z domu? - Ja się nawet ucieszyłam, że syn poprosił mnie o pomoc. Pomyślałam, że przynajmniej będę wiedziała, z kim jest, gdzie pojedzie. Zawsze mu ulegałam - przyznaje mama Kacpra.
Kobieta mówi, że kochała dziecko "głupią miłością" i nigdy niczego mu nie odmawiała. W ten sposób usiłowała - jak mówi - zrekompensować mu to, że wychowywał się w niepełnej rodzinie. Od kiedy Kacper skończył dwa lata zajmowały się nim tylko mama i babcia. W ostatnim czasie chłopakiem miał opiekować się też kurator.
"Nie dawałam sobie rady"
- Prosiłam go, żeby jak najszybciej skierować Kacpra do ośrodka, bo sama sobie nie dawałam rady. Mówiłam, że w końcu dojdzie do tragedii, że albo on coś zrobi komuś, albo jemu ktoś zrobi krzywdę. On ma już dziewięć spraw w sądzie! - mówi pani Magdalena.
Kacper ma na swoim koncie kradzieże, włamania i rozbój. Kiedy w listopadzie ubiegłego roku ukończył 13 lat, sąd zdecydował o umieszczeniu go w ośrodku wychowawczym. Powinien tam trafić natychmiast. Tymczasem mijały miesiące, a chłopak wciąż mieszkał z mamą i babcią. Dlaczego? - Mogę przypuszczać, że z braku miejsc nie można było wskazać dla niego placówki – mówi Wiesława Stelmaszczuk-Taracha wiceprezes Sądu Rejonowego Lublin Zachód.
Kacper od lat miał poważne problemy z nauką. Chodziaż jako 14-latek powinien być już uczniem gimnazjum, jednak nadal nie ukończył szkoły podstawowej. Od lutego w ogóle nie pojawiał się w szkole. - W ubiegłym roku po wakacjach wsiąkł w złe towarzystwo, zaczęły się pierwsze rozboje. Odbierałam go z komisariatów. Nic nie pomagało: prośby, groźby, kary. Wszystko bez skutku. Kiedy zwracałam mu uwagę, jeszcze bardziej się buntował. W domu były awantury. Nie miałam już siły z nim walczyć - mówi nam jego matka.
Trzykrotnie złamał prawo
Tylko w ostatni weekend, jeszcze przed napaścią na taksówkarza Kacper aż trzykrotnie złamał prawo! - Z piątku na sobotę okradł młodego człowieka. W sobotę rano był sprawcą rozboju na 84-letniej kobiecie, która wracała z kościoła. Tego samego dnia ukradł telefon komórkowy - wylicza Renata Laszczka-Rusek z komendy wojewódzkiej policji w Lublinie.
Dokładny przebieg napaści na taksówkarza i rolę, jaką miał w niej pełnić Kacper, wyjaśnia prokuratura. O losie chłopca zdecyduje sąd rodzinny. Na razie Kacper przebywa w schronisku dla nieletnich. - Wiem, że on teraz strasznie żałuje tego, co się stało. Ale wiem też, że to nie on podciął gardło, jak wszyscy to opisują! To nie jest zwierzę! To jest dziecko, które się zagubiło! Nikt nam nie potrafił pomóc - płacze mama chłopca.