O Switłanie Jakowlewej, Ukraince, która do Polski przyjechała do pracy, urodziła tutaj czwórkę dzieci i wychowywała je sama, opowiadaliśmy w UWADZE! kilka miesięcy temu. Switłana wiedziała wtedy, że niedługo umrze. Była chora na raka. Jej największym pragnieniem było znaleźć nowych rodziców dla swoich dzieci. Bała się, że po jej śmierci trafią do ukraińskiego domu dziecka. Switłana wystąpiła w mediach z apelem, by ktoś się zaopiekował jej dziećmi i pokochał je. Ponad 70 rodzin wysłało swoje zgłoszenia do pełnomocników Switłany. Wśród listów był również mail od państwa Lorenzów, którzy po raz pierwszy dzieci zobaczyli właśnie w UWADZE! - Mail od państwa Lorenzów bardzo nas ujął – mówi Beata Chojnacka, pełnomocnik prawny Switłany. – Switłana chciała dla swoich dzieci rodziny, która otoczy je podobną jak ona miłością. W tym ich mailu znalazłam tęsknotę za posiadaniem dużej rodziny. Katarzyna i Peter Lorenzowie mieszkają we wsi Laski niedaleko Kłodzka. Peter jest Niemcem, ale od dawna mieszka w Polsce. Pracuje dla jednej z zagranicznych firm budujących autostrady. Katarzyna jest księgową i prowadzi zajęcia z hipoterapii. Nie mogą mieć dzieci. Aby zaopiekować się czworgiem rodzeństwa ukończyli kurs dla rodziców adopcyjnych. Już przy ich pierwszej wizycie Switłana zdecydowała, że dzieci powinny trafić właśnie do nich. Rodzeństwo, pod opieką pani Katarzyny, było przy mamie do samego końca. - Kiedy dzieci z dnia na dzień traciły matkę, to z dnia na dzień jeszcze bardziej związywały się emocjonalnie z nową mamą – mówi Beata Chojnacka. – W dniu, kiedy Switłana umarła, były do tej śmierci przygotowane. Switłana zmarła 9 lipca. Na prośbę pani Katarzyny pochowano ją na niewielkim cmentarzu w Laskach. Dzięki temu dzieci mogą odwiedzać grób matki nawet codziennie. - O śmierci mamy nie mówią – mówi Katarzyna Lorenz. – Opowiadają o tym, jak gotowała, co dawała im jeść. O codziennych sprawach. Paulina i Krystian uczą się w szkole społecznej w Kłodzku. Szybko znaleźli nowych kolegów i na razie nauka idzie im bardzo dobrze. Patrycja i Adrian chodzą do małego przedszkola niedaleko nowego domu. - Pani Katarzyna zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie – mówi Teresa Korczyńska, wychowawczyni Krystiana. – Jest bardzo zorganizowaną i stonowaną osobą. Będzie miała dobry wpływ na dzieci. Katarzyna i Peter Lorenzowie już w lipcu złożyli do sądu wniosek o ustanowienie ich rodziną zastępczą. Na stałe współpracują z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Kłodzku. Decyzja zapadnie pod koniec października, ale małżeństwo już teraz zapowiada, że jak najszybciej chcą zostać rodzicami adopcyjnymi. - Jak dalej będzie? Jest pensjonat, praca, dzieci, szkoła, przedszkole – zastanawia się Peter Lorenz. – Duża odpowiedzialność, ale damy radę. Wiem teraz, czego mi w ciągu 40 lat brakowało. Paulina i Krystian mówią do mnie wujku, Adrian raz wujku, raz tato, Patrycja tato. Fajnie.