4 lipca telefoniczny dyżur w stacji pogotowia ratunkowego w Gliwicach pełniły Dorota Bławicka i Lucyna Kusz. Dorota Bławicka odebrała telefon. Dzwonił mężczyzna. Słabym głosem prosił o pomoc. Nie był w stanie podać adresu. Dyspozytorka wychwyciła tylko nazwę miejscowości – Pniów.---obrazek _i/dysp/Dyspozytorki 2.jpg|prawo|Oby więcej takich ludzi!--- Dyspozytorki postanowiły dowiedzieć się, jaki jest adres chorego. Lucyna Kusz zadzwoniła do informacji Telekomunikacji Polskiej S.A. Przedstawiła się jako pracownica pogotowia i poprosiła o odnalezienie adresu na podstawie numeru telefonu. Dowiedziała się jednak, że nie jest to możliwe – przepisy nie pozwalają na ujawnianie danych abonentów. - Zawisłyśmy w próżni – mówi Lucyna Kusz. – Próbowałyśmy coś wydedukować. Nasunęła się nam myśl, żeby z bazy danych z ostatniego miesiąca wyciągnąć wyjazdy do tej miejscowości. Znalazłyśmy bardzo podobny numer telefonu, jak ten z którego dzwonił mężczyzna.---obrazek _i/dysp/Dyspozytorki 3.jpg|prawo|Fabian Werner--- Do Pniowa pojechała karetka. Chorego mężczyznę znaleziono bliskiego utraty przytomności, leżącego na telefonie. 45-letni Fabian Werner przeszedł już dwa zawały serca i ma wszczepione by passy. Każda kolejna niewydolność serca jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem. Gdyby nie przytomne zachowanie dwóch dyspozytorek, mężczyzna mógłby nie żyć. Co byłoby jednak, gdyby nie znalazły w bazie danych jego nazwiska? Dlaczego pani z informacji TP S.A. odmówiła podania adresu chorego, choć wiedziała, że chodzi o sprawę życia i śmierci?---obrazek _i/dysp/Dyspozytorki 4.jpg|prawo|Lucyna Kusz--- - Nasza pracownica postąpiła zgodnie z przepisami – tłumaczy Maria Piskier, kierownik biura prasowego Telekomunikacji Polskiej we Wrocławiu. – Chodzi o prawo telekomunikacyjne i ustawę o ochronie danych osobowych. Jednak prawo telekomunikacyjne stanowi wyraźnie, że należy udzielać informacji na potrzeby ”służb ustawowo powołanych do niesienia pomocy”. - Powoływanie się na ochronę danych osobowych wobec tak jawnego przepisu prawa telekomunikacyjnego jest absurdalne – mówi Ewa Kulesza, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Dorota Bławicka i Lucyna Kusz dostały podziękowania od swoich przełożonych, którzy uznali, że swoim zachowaniem daleko wykroczyły poza wymaganą procedurę. Nagrody dla obu pań obiecała nie tylko dyrekcja pogotowia, ale i wiceprezydent Gliwic. Z podziękowaniami zadzwonił też wracający do zdrowia w szpitalu Fabian Werner.---obrazek _i/dysp/Dyspozytorki 5.jpg|prawo|Dorota Bławicka--- - Nie wiem, jak pani dziękować – powiedział. - Nie ma za co dziękować – odpowiedziała wyraźnie wzruszona Dorota Bławicka. – Cieszymy się, że się udało i że dochodzi pan do zdrowia. Przeczytaj także:Ludzie wielkiego sercaPomogli ludzie dobrej woli ---strona---