Dyrektorka policealnej szkoły pracowników medycznych i społecznych w Białymstoku została zatrzymana przez policję. W prokuraturze kobieta usłyszała zarzuty, że wymuszała na pracownikach dzielenie się pieniędzmi z nagród finansowych, które sama przyznawała.
- Zostałam poinformowana, że jak dostajemy premię, to musimy być wdzięczni pani dyrektor i musimy złożyć się np. po 100 złotych. Wszyscy musieli pójść do kasy, do pani Ewy i z wypłaty przynieść jej jakąś tam sumę. Każda z nas nosiła jej te pieniądze. Godziłam się na to, bo chciałam pracować. Ona potrafi wytworzyć taką atmosferę, że sprzeciwiając się człowiek czułby się zaszczuty – opowiada Halina Naglacka.
Dyrektorka po usłyszeniu zarzutów i zwolnieniu z aresztu nie chce rozmawiać o tym, co działo się w szkole. Natomiast pracownicy twierdzą, że kobieta brała łapówki nawet za przyjmowanie ich do pracy.
- Ja jestem przypadkiem osoby, która za pieniądze dostała u niej pracę. Powiedziała, że powinnam być jej wdzięczna – mówi Alicja Litwin.
Pracownicy informowali o całej sytuacji urząd marszałkowski, który nadzoruje szkołę. Ich zdaniem to właśnie złożenie przez nich skargi stało się powodem zwolnienia ich z pracy. Twierdzą, że wicedyrektor zastępujący teraz dyrektorkę nie zrobił nic, aby im pomóc.
- Ja pracuję od pierwszego września, o wielu rzeczach dowiaduję się dopiero od państwa. Nie spotykałem się z tymi osobami, bo skutki, które teraz są, to są jakieś zaszłości z czasów, kiedy ja jeszcze tutaj nie pracowałem. Niech to rozstrzygnie sąd – broni się wicedyrektor szkoły.
Pracownicy szkoły zarzucają dyrektorce nie tylko branie łapówek, ale też mobbing i nepotyzm.
- Jako nauczyciele zatrudnieni byli m.in. syn pani dyrektor i konkubent. Mama pani dyrektor pracowała w szkole jako osoba sprzątająca. Siostra cioteczna pracowała w administracji. Druga siostra cioteczna była zatrudniona na stanowisku pomocy społecznej – mówi Alicja Litwin.
Szkoła wydaje się być podzielona w całej tej sprawie. Zdaniem części pracowników zarzuty stawiane dyrektorce są nieprawdziwe.
- Są to pomówienia wg mnie. Tu pracuję już kilka lat, słyszałam o nagonce ze strony kilku osób, ale wg mnie to nieprawda. Szkoła miała familijny charakter, każdy się zna. Nie widziałam tu żadnego mobbingu – mówi Barbara Piekarska, psycholog.
Teraz pozostaje już tylko czekać na wyrok sądu…