Mariusz Mioduski to anestezjolog i lekarz ratownik z wieloletnim doświadczeniem w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Pół roku temu został oślepiony laserem. Od tamtej pory ma problemy z lewym okiem. Uszkodzona została siatkówka.
- Wypustki nerwu wzrokowego zostały „przypalone” – mówi Mioduski.
Do oślepienia doszło, gdy Mioduski wracał z akcji do bazy LPR-u.
- Pilot zobaczył, że jesteśmy oświecani wiązką światła, po chwili zwrócił się w stronę lasera. Lecieliśmy w jego stronę, byliśmy bezpośrednio nad nim, a on, mimo że było widać, co to za statek powietrzny, cały czas w nas świecił – opowiada Mioduski.
Samoloty oślepiane są co drugi dzień
Takie sytuacje, kiedy ktoś oślepia zielonym laserem, załogi śmigłowców i samolotów są w Polsce zgłaszane niemal co drugi dzień. Tylko w ubiegłym roku zarejestrowano ponad 170 takich przypadków.
- Zdarzyło się, że nad samą Warszawą byliśmy oślepiani trzy razy. Raz miało to miejsce we Wrocławiu, raz w Katowicach. W sumie około 10 razy – mówi Aleksandra Łogusz, autorka zdjęć lotniczych.
„Laser to broń”
Zielony laser bez trudu można kupić w sieci. Legalnie.
- To jest urządzenie o stosunkowo dużej mocy. Jego promieniowanie pozwala na zdalne odpalenie zapałki. Można zrobić nim dużo zamieszania i uszkodzić dużo rzeczy. Laser jest bronią – zwraca uwagę prof. Ryszard Piramidowicz z Instytutu Mikroelektroniki i Optoelektroniki Politechniki Warszawskiej.
Urząd Lotnictwa Cywilnego dwa lata temu przygotował kampanię społeczną „Laser to nie zabawka”. Z powodu małego budżetu, zasięg akcji był ograniczony. Kampania nie przyniosła pożądanych efektów. Liczba incydentów oślepiania laserem rośnie z roku na rok.
- Brak jest świadomości wśród społeczeństwa. Przelatujący samolot czy śmigłowiec traktuje się jak cel. Te osoby chyba nie do końca zdają sobie sprawę, jakie skutki może przynieść takie działanie – mówi Roman Ożóg, dyrektor biura zarządzania bezpieczeństwem w lotnictwie cywilnym.
Czy powinniśmy ograniczyć używanie tych urządzeń?
- Specyfika ludzka jest taka, że jeżeli czegoś zakażemy, to zwykle działa to na odwrót. Myślę, że świadomość jest istotnym argumentem, który powinien przemawiać do społeczeństwa – uważa Ożóg.
W USA to atak terrorystyczny
Według polskiego prawa za oślepianie laserem grozi kara od grzywny do roku więzienia. W USA to samo przestępstwo jest traktowane jak atak terrorystyczny.
- Z tego, co wiem, to trzy osoby zostały w Polsce zidentyfikowane. Skończyło się to bodajże na grzywnie – mówi Ożóg.
- Podczas jednego z lotów nad Wrocławiem, robiąc zdjęcia seryjne, trafiłem dokładnie na moment, kiedy laser wycelował w obiektyw. Na podstawie zdjęcia można było namierzyć dokładnie adres osoby, która świeciła laserem – wskazuje Maciej Margas, autor zdjęć lotniczych.
- Tutaj sprawca był podany na tacy, był dowód. Działo się to z konkretnego balkonu. Był to moment, żeby ukarać tę osobę i wystraszyć innych. Pan dostał wyrok w zawieszeniu. Można powiedzieć, że rozeszło się to po kościach ze względu na zbyt niską szkodliwość społeczną, czyli dopóki nie wydarzy się prawdziwa tragedia, to mamy prawo teoretyczne – przekonuje Aleksandra Łogusz.
Dlaczego wykrywalność tego typu przestępstw jest niska?
- Proces wykrywczy jest niezwykle skomplikowany. Gdy na miejsce udaje się patrol policji, na ogół tych osób już nie ma. Oczywiście są później działania mające na celu ustalić, która osoba dopuściła się przestępstwa – mówi podkom. Antoni Rzeczkowski z biura prasowego Komendy Głównej Policji.
Sprawca oślepienia doktora Mioduskiego, mimo podania lokalizacji i szybkiego zgłoszenia, nie został wykryty. Prokurator umorzył dochodzenie.