Dozorczyni pobita przez wandali

TVN UWAGA! 3688895
TVN UWAGA! 145838
Grupa kilkunastu młodych mężczyzn tydzień temu urządziła długą i głośną imprezę. Jej efekt to między innymi ciężkie pobicie dozorczyni i jej męża...

O pani Marii, odważnej dozorczyni z Warszawy, która stanęła w obronie niszczonych przez pijanych wandali drzwi kilka dni temu usłyszała cała Polska. Z gołymi rękami stanęła naprzeciwko ludzi uzbrojonych w deski, fragmenty mebli i nóż. Za swój czyn zapłaciła połamaną szczęką. Mąż kobiety, który ruszył jej na pomoc, leży w szpitalu z połamaną poważnie ręką.

- To nie to, że oni szukali z nami zwady czy chcieli się zabawić. To był obłęd. 11 młodych „chłopa” rzuca się na starych dziadów, którzy wyszli bronić naszej wspólnej własności – mówi Maria Pabisia, ofiara pobicia.

Blok przy ulicy Orlej 6A w Warszawie to stojący na uboczu niewielki czteropiętrowy budynek. Dwie klatki schodowe, niespełna 30 mieszkań. Kiedy w miniony weekend w jednym z wynajmowanych lokali zaczęła się tzw. parapetówka, szybko usłyszeli o niej niemal wszyscy mieszkańcy.

- W piątek zaczęły się już problemy, bo oni zaczęli szaleć, ale niegroźnie tzn. krzyczeć, biegać po klatce schodowej. Ludzie skarżyli się na hałasy przekleństwa. Umówiłam się z sąsiadką z pierwszej klatki, że jak będzie działo się coś niepokojącego, żeby koniecznie do mnie zadzwoniła. Najpierw wyszłam przed klatkę do niej. Nie chciałam ich wypuścić, bo pouciekają a czekaliśmy na policję. Zaczęło się szarpanie mojego męża, bo zwrócił im uwagę. Oni przynieśli spod śmietnika drzwi, deski. Jeden mnie trzymał, drugi podskoczył do mnie i przyłożył mi lewego sierpowego. Przemieścił mi szczękę aż pod ucho. Zęby wyszły mi na wierzch, zalałam się krwią. Mąż nie dał się zatrzymać, więc złapał drzwi i rzucił w mojego męża w głowę. Dobrze, że zasłonił się ręką. Bo gdyby dostał w głowę, to by nie żył – mówi Maria Pabisia, ofiara pobicia.

Policja po kilkudziesięciu minutach wyłapała niemal wszystkich uczestników imprezy. Mają od 16 do 19 lat. Najbardziej agresywnego 19-letniego Kamila A., który pobił panią Marię, zatrzymano rano.

- Pierwszy z mężczyzn, najagresywniejszy, usłyszał zarzut uszkodzenia ciała oraz pobicia. Za ten czyn kodeks karny przewiduje do pięciu lat pozbawienia wolności. Drugi z mężczyzn usłyszał zarzut udziału w pobiciu. Za ten czyn kodeks karny przewiduje do trzech lat pozbawienia wolności. Pozostałe osoby zostały zwolnione do domu – mówi Robert Szumiata, Komenda Rejonowa Policji Warszawa Śródmieście.

Prokuratura nie zdecydowała się na złożenie wniosku o aresztowaniu obu młodych bandytów. Uznano, że Kamila A . i Maksymiliana P. nie trzeba izolować, ponieważ pierwszy ma stała pracę i dziewczynę w ciąży, a drugi uczy się jeszcze w liceum. Kamil A. ma jedynie dwa razy w tygodniu meldować się na komendzie policji.

- Mam wrażenie, że oni do końca nie rozumieli jak się zachowywali, a przynajmniej Kamil, był bardzo pijany. Wielokrotnie przepraszał i wyrażał skruchę. Dla mnie są to wyjaśnienia szczere i wiarygodne. Nie widzę możliwości uniknięcia kary – tłumaczy prokurator.

Policja obiecała, że w okolicy ul. Orlej będzie pojawiało się teraz więcej patroli. Pani Marii to jednak nie uspokoiło.

- Ja się boję, że wrócą – mówi dozorczyni.

- Ja nie znajduję żadnej motywacji, jaką mógłby mieć Kamil A., żeby ponownie szkodzić pokrzywdzonej – uważa jednak Przemysław Nowak, Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Pani Maria przeszła dodatkowe badania i wie, że czeka ją rekonstrukcja szczęki. Jej mąż nadal jest w szpitalu. Lekarze wkręcili mu w przedramię i łokieć siedem śrub. Złamanie jest jednak skomplikowane i na razie nie wiadomo, czy mężczyzna wróci do pełnej sprawności.

podziel się:

Pozostałe wiadomości