Ponad 700 zawiadomień na mieszkańców jednej ulicy. "Przypomina to sceny z filmów Barei"

Pani Anna i reporterka Uwagi! Magdalena Zagała
Ponad 700 zawiadomień na mieszkańców jednej ulicy
Brak kierunkowskazu przy wyjeździe z posesji i tamowanie ruchy w czasie otwierania bramy. To wykroczenia, których mają dopuszczać się mieszkańcy małej i spokojnej ulicy w Ozorkowie. Niektórzy stracili już prawa jazdy. Zawiadomienia na policję składa jeden z sąsiadów.

- Tego jest tak dużo, że uzbierał się cały segregator – pokazuje Anna Andrzejewska.

Ponad 700 zawiadomień dotyczących wykroczeń drogowych, które popełniać miała pani Anna i inni mieszkańcy na małej i spokojnej ulicy w Ozorkowie złożył na policję ich sąsiad Krzysztof S. To uruchomiło taką lawinę działań organów ścigania, że pani Anna i kolejny nasz rozmówca - pan Jarosław, już stracili prawa jazdy.

Zamontował kilkanaście kamer i składa zawiadomienia na policję

Inni mieszkańcy obawiają się, że oni też podzielą ich los. Życie pod ostrzałem kamer stało się dla nich nie do zniesienia.

- Kamer jest kilkanaście – pokazuje Jarosław Dudziński. I zaznacza: - Proszę zauważyć, że w trakcie naszej rozmowy po ulicy nie przejechało żadne auto. Ale my, podobno tamujemy drogę, wjeżdżając do swoich posesji. A za tamowanie drogi jest 6-8 punktów karnych.

- To jest tragedia, paranoja, tak się nie da żyć – przekonuje mężczyzna.

Pan Jarosław jest DJ-em, gra na imprezach i weselach. Prowadzi też usługi transportowe. Bez prawa jazdy traci zlecenia i nie zarabia.

- Sąsiad trzyma jakieś twarde dyski, zapisuje monitoring. I przegląda, czy popełniłem jakiś błąd czy nie. Jak popełniłem, to za kilka dni jestem na komisariacie – opowiada nasz rozmówca.

Policjanci z komisariatu w Ozorkowie przyjmowali i przyjmują sprawy dotyczące wykroczeń. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Krzysztof S. złożył około 20 kolejnych zawiadomień.

- Prowadzimy 768 spraw dotyczących tej ulicy – przyznaje podkom. Robert Borowski z Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu. I stwierdza: - Jesteśmy formacją powołaną do tego, żeby reagować na wykroczenia, na zawiadomienia o popełnieniu wykroczenia.

- A czy policjanci w tej sprawie kierują się zdrowym rozsądkiem? – dopytywała reporterka Uwagi! Magdalena Zagała.

- Jak najbardziej tak. Stosują wszelkie metody, żeby te osoby, które są sprawcami wykroczeń, wynosiły naukę z kar, które ponoszą za popełnione wykroczenia – stwierdza podkom. Robert Borowski.

Mieszkańcy Ozorkowa składają wyjaśnienia na policji, ale i tak są karani

Pani Anna twierdzi, że w przeszłości zdarzało się, że na komisariacie była nawet cztery razy w tygodniu i za każdym razem składała wyjaśnienia w sprawach, czy to nie włączenia kierunkowskazu przy wjeździe, czy wyjeździe ze swojego podwórka, złego parkowania czy też tamowania ruchu.

- Wyjaśniałam, o co chodziło, że ja po prostu wyjeżdżam z własnej posesji. Że nie parkuję samochodu tylko zostawiam go na 10 sekund, bo muszę zamknąć bramę. Nie mam innej możliwości. Policjanci stwierdzają, że to rozumieją. Że w tej sytuacji proponują przyznanie się do winy – karę nagany, bo to jest bez konsekwencji finansowych. Że kara nagany to tak naprawdę nic nie znaczy - opowiada.

- Nieraz zadawałem pytania, czy z tego tytułu będzie coś jeszcze. Słyszałem jedynie, że jeśli się przyznamy, to będą tylko nagany. Nie usłyszałem żadnych słów o punktach karnych – zapewnia pan Jarosław.

Sprawy z policji trafiły jednak do sądu, gdzie w trybie nakazowym zapadały wyroki nagan i automatycznie kierowcom naliczały się punkty karne. Czy za każdym razem należało ich jednak tak karać?

Historia jak z filmów Barei

- To dziwna sytuacja przypominająca mi sceny z komedii Barei – ocenia Marek Konkolewski, ekspert ds. ruchu drogowego. I dodaje: - Mamy chwilowe zatrzymanie, niewłączenie lewego albo prawego kierunkowskazu. A to lokalna, wąska droga, o dobrej widoczności i bardzo małym natężeniu ruchu kołowego i pieszego, więc to jest jasne, że nie mamy do czynienia z utrudnianiem, tamowaniem ruchu. Aż się prosi, żeby stosować pouczenia. Policjant, z całym szacunkiem do kontrolerów biletów, nie jest kanarem, który za każdym razem, gdy złapie gapowicza musi nałożyć mandat karny.

Czy mieszkańcy próbowali wyjaśnić sytuację z sąsiadem?

- Tak, podszedłem do ogrodzenia i zapytałem go, jak długo to wszystko będzie trwać. Ten pan się uśmiechnął, wyjął telefon i zaczął mnie nagrywać. W ten sposób chciał chyba mnie podburzyć, żebym coś wulgarnego powiedział, by stworzyć kolejny donos – uważa Jarosław Dudziński

- Nie chciał ze mną rozmawiać. On nie chce z nikim rozmawiać – zaznacza pan Jarosław.

Z nami Krzysztof S. też nie chciał rozmawiać. Jak twierdzą jego sąsiedzi mieszka z matką. Unika wszystkich i rzadko wychodzi.

Panu Jarosławowi udało się go kilka razy nagrać. Na nagraniu widać, jak wjeżdża na swoją posesję, zatrzymując auto tak samo jak jego sąsiedzi, on jednak nie tamuje ruchu, a oni już tak.

Za pośrednictwem kamer Krzysztofa S., umieszczając informację na kartkach, poprosiliśmy mężczyznę o zajęcie stanowiska. Jednak do nas nie wyszedł. Nie zadzwonił też ani w trakcie zdjęć realizowanych przez naszą ekipę, ani później.

- Teraz zostawiamy otwartą bramę. Ale wyjeżdżając za każdym razem człowiek zastanawia się, co będzie. Czy za pół roku nie będzie kolejnego zgłoszenia, bo coś się nie spodobało – mówi pani Anna.

- Straciłem już wiarę w organy. Tyle razy słyszałam, że wszyscy są po naszej stronie, rozumieją naszą sprawę, a tak naprawdę nic się w tym temacie nie wydarzyło. Jak to wszystko trwało, tak nadal trwa – dodaje pan Jarosław.

podziel się:

Pozostałe wiadomości