Dorota i Błażej Białowąsowie poznali się 12 lat temu. To wtedy, biznesmen - właściciel firmy nasiennej -podwiózł 17-letnią dziewczynę do domu. Był od niej o 20 lat starszy. Po roku znajomości, kiedy Dorota zaszła w ciążę, wprowadziła się do niego. Zamieszkała pod jednym dachem z jego pierwszą żoną i dwójką ich dzieci. Dorota wytrzymała tam 10 lat. Z Błażejem ma trójkę dzieci. W którymś momencie w ich związku przestało się układać.
"Wyzywał i zwalał ją ze schodów"
- Wyrzucał ją z domu, ze schodów ją zrzucał, do seksu ją zmuszał, a jak nie chciała, to ją dusił - mówi Dariusz Chudy, znajomy Doroty Białowąs. - Dorota do mnie dzwoniła, że zaczął ją wyzywać od najgorszych, że jest k...wą, szmatą, dziwką, że ma wyp...ać. Na oczach dzieci zwalał ją ze schodów - mówi Elżbieta Szafrańska, siostra zaginionej.
Dorota uciekła z domu do pobliskiego Poznania. Wniosła pozew o rozwód. Dzieci zostały przy ojcu. Między Dorotą a Błażejem nadal jednak dochodziło do konfliktów. Ostatnio Błażej Białowąs dostał nawet karę 9,5 tys. złotych za utrudnianie Dorocie widzeń z dziećmi.
- Zawsze podkreślała, że się bała tam jeździć, ale jechała, bo ona chciała widzieć te dzieci - mówi pani Elżbieta.
Gdzie jest Dorota Białowąs?
Dariusz Chudy wspomina natomiast, jak widział Dorotę po raz ostatni - podwoził ją wtedy do domu męża, gdzie miała odwiedzić dzieci. - Tutaj wysiadła, poszła w tę bramę. Nawróciłem i pojechałem do domu - mówi. - Z tego, co wiem od policji, ona tam weszła i nie wyszła. Więc gdzie jest? - pyta pani Elżbieta.
Błażej Białowąs zgadza się na spotkanie z ekipą UWAGI!. Wchodzimy do domy gdzie po raz ostatni widziano Dorotę. Możemy przebywać tylko w jednym pokoju, nie mamy też kontaktu z innymi domownikami.
- Jak wchodziła, była spięta, zdenerwowana, ale nieraz jej się to zdarzało - wspomina ten dzień pan Błażej i potwierdza, że jest ostatnią osobą, o której wiadomo, że widziała panią Dorotę. - Byłem lekko poddenerwowany wizytą i raczej chłodny. Jak jest człowiek chłodny, łatwiej jest uniknąć nieporozumień - mówi o emocjach, jakie wtedy mu towarzyszyły. Jak twierdzi, ochoty na te spotkania nie miał ani on, ani dzieci. - To już była gra. Nie tyle, żeby być z dziećmi, ale żeby wykazać w sądzie, że ja mam złą wolę - uważa.
Jak twierdzi Błażej Białowąs, żona była u niego tylko ok. 15-20 minut. - Ja jej powiedziałem, że dopiero muszę jechać po dzieci. Zarzuciła mi, że specjalnie to robię, ale była gotowa usiąść i poczekać. Potem jej się coś odmieniło, wyzwała mnie, pogroziła sądem, ubrała się i poszła - wspomina. Dodaje, że usłyszał trzask furtki i zobaczył, jak kobieta wyszła na ulicę i skręciła. - Odszedłem od okna w tym momencie.
- Ona by stamtąd nie wyszła, bo by za dzieciakami czekała. A jakby wyszła, to by zadzwoniła do nas, żeby ktokolwiek po nią przyjechał - uważa pani Elżbieta.
"Nigdy jej źle nie życzyłem"
Tymczasem Błażej Białowąs przyznaje, że w dniu, kiedy zaginęła jego żona, razem ze szwagrem urządził na swoim terenie ognisko. - Paliliśmy papiery, szmaty, jakieś rzeczy. Dość często to się zdarza, jak jest sucho - mówi.
Rodzina Doroty próbowała na własną rękę przeszukać jego posiadłość. - Chodziłem wkoło tego domu, zobaczył mnie Błażej i wyleciał do mnie - wspomina Ryszard Pietrala, brat zaginionej. - Podszedłem do ogniska i patrzyłem wkoło, czy czegoś tam nie ma, jakiegoś śladu. Gdy szedłem w stronę ogniska, to wpadł w furię - dodaje.
Dwa tygodnie po zaginięciu Doroty Błażej dostał zarzut składania fałszywych zeznań. Śledczy po analizie monitoringów ustalili, że w dniu, kiedy zagięła Dorota, Błażej dwa razy wyjechał z domu samochodem. Po raz pierwszy miedzy 13 a 14, a później w nocy.
Błażej Białowąs wspomina, że policja bardzo dokładnie przeszukała jego teren, wskazuje też miejsca, gdzie robione były wykopy. - Wszystko było pootwierane, tu jest bardzo dużo pomieszczeń - mówi.
Groził, że zabije
- Jestem święcie przekonana, że to on za tym stoi. Mówił, że unicestwi nas, że nas zniszczy - mówi pani Elżbieta.
I faktycznie, w nagraniu rozmowy, którą zarejestrowała potajemnie zaginiona kobieta, słychać, że Białowąs w walce z jej rodziną faktycznie jest zdolny do wszystkiego.
"Dorota, jeśli będzie trzeba, to ja ludzi z Ukrainy ściągnę. Ja ich [twoją rodzinę] każę pozarzynać, a jak cudem przeżyją, to będą strasznie okaleczeni, do końca życia będą umierać, zdychać, będą mieli, wiesz, pomiażdżone stawy, poobcinane nosy, uszy, wyrwane oczy, języki obcięte" - mówi nagrany mężczyzna i grozi, że nie cofnie się przed niczym. "Każdy, kto zaatakuje moją rodzinę, jest trup śmierdzący!" - zapowiada.
"Jak przyjeżdżała, to płakała"
Z opinią, że to właśnie mąż stoi za zaginięciem pani Doroty, zgadza się też pan Dariusz. - To było w jego interesie. Teraz przegrywał sprawy w sądach, musiałby podział majątku [robić] - twierdzi.
Okazuje się ze rok temu, tuż po tym jak Dorota założyła sprawę rozwodową, do domu Błażeja wprowadziła się kolejna kobieta, młodsza od niego blisko 20 lat. - Dorota mówiła, że dzieci na nią mówią "mama". W jej obecności. Jak przyjeżdżała, to płakała - mówi pani Elżbieta.
W rozmowie z dziennikarzem UWAGI! Błażej Białowąs mówi, że chciałby, żeby kobieta się znalazła. - Nigdy jej źle nie życzyłem - twierdzi. Dodaje, że czeka, a "oczekiwanie jest zawsze pełne niepokoju". Prokuratura i policja dla dobra śledztwa nie informuje o jego szczegółach.
O sprawie mówiliśmy w Uwadze! po Uwadze:
TVN UWAGA! 1605659