Czegoś takiego do tej pory nie było. Dwóch polskich sportowców, olimpijczyków zostało wyrzuconych z kadry i wioski olimpijskiej za stosowanie dopingu. Na stosowaniu niedozwolonej substancji zostali przyłapani bracia Zielińscy, specjaliści od podnoszenia ciężarów. Obaj zaprzeczają, jakoby wspomagali się zabronionymi środkami i twierdzą też, że zostali "wrobieni". Tymczasem ślady tych substancji zostały znalezione w obydwu przebadanych próbkach.
Oszuści wśród sportowców
Profesor Jerzy Smorawiński, który zawodowo zajmuje się przeciwdziałaniem dopingowi, szukając określenia na koksujących sportowców, nie przebiera w słowach. - To są oszuści - mówi w rozmowie z dziennikarzem UWAGI! I razem z nim ogląda zdjęcia tych, którzy wpadli.
- Lance Armstrong to największe moje rozczarowanie. Wierzyłem mu, bo miał tak piękną drogę i szlachetne uczynki - przyznaje Jerzy Smorawiński. I opowiada o tym, jakie środki są stosowane: EPO, testosteron, hormon wzrostu...
- To są właściwie trzy substancje, zmieniające się pod różnymi postaciami - mówi. Nie wyklucza też - chociaż bezpośrednich dowodów na to brakuje - prowadzone są prace nad dopingiem genetycznym.
Doping a amatorzy
Według niego problem jest nie tylko w sporcie zawodowym, ale też wśród amatorów. - Doszliśmy do progu, który jest niebezpiecznie przekraczany - mówi, wspominając zawody triathlonowe, czy najdłuższe ultramaratony górskie. - Jestem głęboko przekonany, że część tych sportowych "rekreacjonistów" sięga do innych substancji z tej listy - twierdzi.
Jak sprawić, by młodzi sportowcy nie zdecydowali się na doping?
- Tylko pokazać czystych mistrzów. Szczycimy się Korzeniowskim, Szymonem Ziółkowskim, którzy nigdy w swojej karierze nie mieli żadnej takiej wtopy. Mamy wielu innych. [Trzeba - red.] pokazać kariery tych ludzi, [pokazać - red.] że o sukcesie decyduje talent, który trzeba podbudować dobrze wykonaną pracą - uważa Jerzy Smorawiński.