Paweł Gałecki mieszkał w domu należącym do Miasta od urodzenia. Gdy zmarła jego matka, stał się jego najemcą. Chciał kupić budynek. W tej sprawie pisał przez kilka lat podania do urzędu. Jednak Miasto odmówiło, a lokatora postanowiło się pozbyć. Pan Paweł został wymeldowany. Podstawą takiej decyzji była informacja administratora, że mężczyzna nie mieszka w domu, a jedynie go sporadycznie odwiedza. - Tak jak usłyszałem to od pani administrator, wyglądało, że nikt już tam nie mieszka – powiedział jeden z urzędników. Sąsiedzi pana Pawła w oficjalnych oświadczeniach piszą zupełnie coś innego. Mężczyzna nocował w domu latem, gdy było ciepło. Zimą przygarniała go rodzina. Ze względu na zły stan techniczny budynek nie mógł być ogrzewany. ---obrazek _i/rozwalonydom3.jpg|prawo|Tylko tyle zostało z dobytku pana Pawła--- - Ale w sezonie letnim pan też tam nie mieszkał, bo ja tam jestem często – uważa administratorka. - Lokatorzy sami siebie reprezentują, a my mówimy jak wygląda prawda. Reprezentujemy instytucję – dodaje inny z urzędników. Chociaż Paweł Gałecki został wymeldowany, przez rok uiszczał regularnie opłaty za mieszkanie a urząd je przyjmował. - To, że wnosił pan opłaty, to tylko z tytułu nielegalnie zajmowanego lokalu przez swoje rzeczy, które tam były. Tylko tak możemy to traktować. W żaden inny sposób. Jeszcze powstała nadpłata na koncie 58 zł – śmieją się pracownicy administracji. To nie przeszkodziło w rozebraniu domu pod nieobecność mężczyzny. ---obrazek _i/rozwalonydom1.jpg|prawo|Z budynku został gruz--- - Jak przyjechałem w niedzielę, to tylko ściany stały. Reszta budynku była rozebrana – opowiada pan Paweł. Po powrocie do domu Paweł Gałecki zastał porozrzucane na podwórku rzeczy i wyposażenie budynku. Urzędnicy z administracji nie czują się za to odpowiedzialni. - Jeżeli tak było, to możemy tylko ubolewać – mówią. Rozbiórki domu dokonano też, mimo że sąd nie wydał nakazu eksmisji lokatora. W imieniu Pawła Gałeckiego dziennikarze UWAGI! postanowili poszukać sprawiedliwości u zwierzchnika administracji osiedla Wawer, czyli prezydenta Warszawy. - Nie może być tak, że człowiek traci swoje rzeczy, swój dom niezależnie czy w nim mieszka, czy nie. To jest bulwersujące. Ci państwo nie zdają sobie sprawy, po co pracuje urząd dzielnicy. Jestem wstrząśnięty – powiedział Marcin Roszkowski, rzecznik prezydenta Warszawy.