Katarzyna Konczelska rodziła przez 21 godzin. Akcja porodowa postępowała bardzo wolno. Pani Katarzyna miała bardzo silne skurcze. Przyjmujący poród doktor Jacek R. położył się na brzuchu kobiety i zaczął wyciskać dziecko. - Po kilku takich próbach powiedział, że nie nadaję się do rodzenia i przeszedł do pacjentki obok – mówi Katarzyna Konczelska. – Główka dziecka była już prawie na wierzchu. Dziecko pani Katarzyny na zawsze pozostanie kaleką. Dziewczynka ma czterokończynowe porażenie mózgowe, nie potrafi przekręcić się na boki, sięgnąć rączką do ust. Czekają ją długotrwałe zabiegi rehabilitacyjne. Mirosława Walentynowicz – Skroboń miała rodzić po raz kolejny, poprzedni jej poród zakończył się cesarskim cięciem. Badania wykazały, że i tym razem powinna mieć ”cesarkę”. Mimo to doktor Jacek R. zdecydował się na normalny poród. - Zaczął się na mnie kłaść – mówi Mirosława Walentynowicz – Skroboń. – Straciłam bardzo dużo krwi, pękła macica. Doktor wyszarpał ze mnie dziecko. Ale nie było słychać żadnego płaczu. Po porodzie dziecko miało całkowicie uszkodzony mózg. Nie miało odruchu ssania, kaszlu. Zmarło, nie odzyskawszy przytomności. Poród dziecka Joanny Kos przebiegał z trudnościami, opóźniały się skurcze. Doktor Jacek R. zastosował swoją ”metodę”. Zaczął łokciami wypychać dziecko. - Dziecko było bardzo mocno okręcone pępowiną – mówi Joanna Kos. – Wypychanie spowodowało, że pępowina okręciła się wokół niego jak pętla. Urodził się z pojedynczymi tonami serca. Synek pani Joanny zmarł przeżywszy zaledwie półtora roku. Doktor Jacek R. we wszystkich opisanych przypadkach zastosował tzw. chwyt Kristellera, metodę niepraktykowaną od 20 lat. W polskich szpitalach jest zakazana. Powoduje zwiększenie ryzyka powstania u dzieci poważnych urazów, a także urazów macicy rodzącej kobiety, których skutkiem może być krwotok poporodowy. Jak to możliwe, że lekarz, który spowodował kalectwo i śmierć dzieci może pracować w szpitalu? - Nie odpowiem na to pytanie – mówi dyrektor Izby Lekarskiej w Katowicach. – Nikt nie jest doskonały. Niektóre z pacjentek wytoczyły lekarzowi sprawy w sądzie cywilnym. Jedną z nich wytoczoną przez Mirosławę Walentynowicz – Skroboń przegrał – sąd uznał, że jako lekarz pierwszej specjalizacji nie miał prawa przyjmować porodu kobiety po cesarskim cięciu. W sądach toczy się jeszcze kilka spraw. Udokumentowanych jest pięć przypadków źle przeprowadzonych porodów przez Jacka R. Mimo to jego sprawą nie zajął się sąd zawodowy. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej zadecydował o umorzeniu postępowania. Jacek R. nie pracuje już jednak w zabrzańskim szpitalu. Nowy dyrektor rozwiązał z nim umowę o pracę, argumentując swą decyzję utratą zaufania do ginekologa. Lekarz prowadzi obecnie prywatną praktykę. Nadal jednak ma prawo starać się o posadę w publicznym szpitalu. Prokuratura w Zabrzu po licznych apelach zrozpaczonych matek zainteresowała się w końcu sprawą Jacka R. Poszkodowane kobiety założyły nieformalne stowarzyszenie, które ma na celu doprowadzenie do ukarania lekarza. Wszystkie byłe pacjentki Jacka R., które chciałyby skontaktować się ze stowarzyszeniem, proszone są o telefon do naszej krakowskiej redakcji (012) 652 84 81. ---strona---