Przed miesiącem pokazaliśmy reportaż o dramacie trzech matek, których dzieci albo nie żyją albo są kalekami. Wszystkie rodziły pod opieką doktora Jacka R., zabrzańskiego ginekologa, który podczas porodów stosował bardzo ryzykowną i zarzuconą przez większość lekarzy metodę tzw. wypychania, zwaną też chwytem Kristellera. Kładł się na brzuchu rodzącej i w ten sposób przyspieszał poród. Córka pani Katarzyny Konczelskiej w wyniku zabiegu ma czterokończynowe porażenie mózgowe, syn Mirosławy Walentynowicz – Skroboń urodził się z uszkodzonym mózgiem i zmarł. Zmarł też synek pani Joanny Kos. Po emisji reportażu okazało się, że ofiar Jacka R. jest więcej. Jolanta Gierat, mimo że powinna mieć przeprowadzone cesarskie cięcie, ponieważ jej dziecko ważyło prawie pięć kilogramów, została zmuszona do naturalnego porodu. - Urodziła się tylko głowa – mówi Jolanta Gierat. – Doktor R. wpadł na salę porodową – i od razu cztery rzuty na brzuch. Córka była bardzo niedotleniona, miała złamaną kość ramieniową. Poród zakończył się porażeniem splotu ramiennego. Dziewczynka przechodzi teraz skomplikowane operacje we Francji. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie sprawna. Jeszcze większy dramat przeżywają rodzice małego Dawida. Jak twierdzą, doktor Jacek R. zażądał od nich 800 złotych za swoją obecność przy porodzie. Rodzice nie mieli takiej sumy. Kiedy rozpoczął się poród, Jacek R. pojawił się na sali, ale momentalnie ją opuścił. Kobieta przez dziewięć godzin rodziła sama. Dziecko zaklinowało się i nie było w stanie wydostać się na świat. - Wierzyłam w pomoc, to był mój pierwszy poród – płacze Katarzyna Dek, matka Dawida. – Doktor R. wydawał mi się miłym człowiekiem, myślałam, że pomoże mnie i dziecku. A dziecko urodziło się w stanie ciężkiej zamartwicy. Dziewięciomiesięcznego Dawida przy życiu podtrzymuje tylko specjalistyczna aparatura, nie ma z nim żadnego kontaktu. Jak się okazało, doktor R. popełnia błędy nie tylko podczas porodów. Pani Anna udała się do gabinetu ginekologa, kiedy dostała krwotoku. Choć zgłosiła się prywatnie, lekarz dokonał płatnego zabiegu w zabrzańskim szpitalu, na dodatek bez przeprowadzenia specjalistycznych badań. - Stwierdził, że mam bardzo dużą nadżerkę, ale podejmuje się leczenia – mówi Anna K. – Zaczęłam mieć stany podgorączkowe. Poszłam znów do doktora R., zbadał mnie i powiedział, że to przeziębienie. A ja nie miałam żadnego kaszlu ani kataru. Mimo złego stanu zdrowia pacjentki, lekarz przeprowadził powtórny zabieg. Dziesięć dni później pani Anna dostała silnego krwotoku i trafiła do szpitala. Przeprowadzone tam badania pokazały, że ma nowotwór szyjki macicy. - Po dwóch zabiegach wypalanki komórki rakowe mogły się uzłośliwić – mówi Anna K. – Taką odpowiedź dostałam na onkologii. Kiedy doktor R. zorientował się w swoim błędzie, usiłował zmusić innego lekarza do podbicia fikcyjnych badań specjalistycznych, których przed zabiegiem sam nie zrobił. Lekarz najpierw zgłosił skargę, ale po dwóch miesiącach ją wycofał. Dlaczego? - To sprawa między dwoma lekarzami – powiedział lekarz. – Na pewno mają tu wpływ działania korporacyjne, to gdzieś jest w świadomości każdego lekarza. W końcu mamy swoją korporację – Izbę Lekarską. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej Śląskiej Izby Lekarskiej Stefan Kopocz zbył pytanie reportera UWAGI!, czy Izba ma zamiar zająć się sprawą Jacka R. Zwróciliśmy się więc z tym samym pytaniem do Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. - To sprawa do zakończenia wnioskiem o ukaranie – powiedział prof. Zbigniew Czernicki, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. – W grę wchodzi upomnienie, nagana, zawieszenie i pozbawienie praw do wykonywania zawodu. Jeśli chodzi o ten przypadek, nie wydaje mi się, aby któraś z kar niedużego kalibru wchodziła w grę. Jacek R. nie pracuje już w szpitalu, ale nadal prowadzi prywatny gabinet ginekologiczny w Zabrzu. Reporter UWAGI! dwukrotnie próbował z nim porozmawiać i za każdym razem lekarz groził mu policją. Wszystko jednak wskazuje na to, że prokuratura po otrzymaniu opinii biegłych, zabroni mu wykonywać zawód lekarza. - Mogę zastosować taki zakaz tytułem środka zapobiegawczego w toku postępowania zapobiegawczego – mówi Halina Skoczyńska z Prokuratury Rejonowej w Zabrzu. I dodaje, że jeśli prokuratura potwierdzi fakty przedstawione w naszych reportażach, rozważy taką możliwość.---strona--- Przeczytaj także:Doktor śmierć z ZabrzaCzy lewy to prawy?Przez błędy lekarzy straciła wzrokOsobliwy gabinet lekarskiUmarł, bo nie chciano go leczyćBłąd lekarski