Olga przyjaźniła się z Martą. Wspomina, że osiemnastolatka była „śliczna, uśmiechnięta i roześmiana”. Innym dawała „pozytywnego kopa”, problemy skrywała.
– Dopalacze to był jej sposób na ucieczkę od problemów – mówi Olga. Płaczą, dodaje: - Nie mogę znieść tego, że jej nie ma.
Reporter UWAGI! odwiedził sklep, w którym najprawdopodobniej zaopatrywała się Marta. Dopalacze można tu kupić od dwóch lat. Tylko one są tu w sprzedaży, tyle, że oficjalnie nazywają się „talizmanami” lub „kadzidełkami”. Kolejne kontrole sanepidu, czy policji, nie robią na właścicielach wrażenia. Najlepszym dowodem na to, jak bardzo ci, którzy na dopalaczach robią biznes czują się bezkarni jest fakt, że interesy lokują w centrach miast. Sklep, który odwiedził reporter UWAGI! znajduje się na jednej z najbardziej ruchliwych ulic Katowic. Chcieliśmy sprawdzić, czy sprzedawcy dopalaczy, są przygotowani na sytuacje awaryjne. Czy chcą i potrafią udzielić pomocy, kiedy po zażyciu tego typu substancji, ktoś źle się poczuje? Podaliśmy się za klienta sklepu z dopalaczami.
- Wziąłem te wasze talizmany. „Pikawa” mi zaraz wyskoczy. Czuję się fatalnie... – mówi reporter UWAGI!
- Wyjdź stąd! Idź na zewnątrz. K…w. Idź do sklepu po wodę! – krzyczy sprzedawca.
Dziennikarz kilkukrotnie prosi o pomoc. Zaklina się, że nie da rady dojść do sklepu. Podkreśla, że czuje się bardzo źle. - Daj mi cokolwiek. Ręce mi się całe trzęsą – prosi sprzedawcę.
Ten jednak konsekwentnie odsyła go do sklepu po wodę, która –jak przekonuje – wypłucze szkodliwe substancje z organizmu. W końcu wyprasza dziennikarza strasząc go użyciem paralizatora.
Agresywni bywają też kupujący. Pan Tadeusz jest dozorcą kamienicy, w której mieści się punkt z dopalaczami. Nabuzowany klient sklepu zaatakował go tylko, dlatego że pomylił drzwi do lokali. Był przekonany, że starszy mężczyzna blokuje mu dostęp do sklepu.
– Gdybym się nie zasłonił ręką, dostałbym taboretem w głowę i by mnie to zabiło! – mówi Tadeusz Konopka. Mężczyzna systematycznie obserwuje klientów sklepu. – Są nawet kobiety z dziećmi i ciężarne – podkreśla.
Kolejny punkt z dopalaczami znajdujemy zaledwie kilkaset metrów dalej. Klienci przychodzą na piechotę, podjeżdżają samochodami, taksówkami.
– Wszyscy w jednym celu – podkreśla reporter Uwagi!, który kolejny raz podaje się za kupującego. Sprzedawca proponuje mu przeróżne substancje „do palenia”, w okolicy trzydziestu złotych. Rozmawiamy z młodą kobietą, która w sklepie kupiła „dodatek do piasku koloru turkusowego”. Jakie jest jego rzeczywiste działanie? – Pobudza mnie – odpowiada krótko, po czym odjeżdża rowerem.
Oficjalnie substancje, sprzedawane w sklepie, to nie dopalacze, ale np. rozpałka do pieca. – Czy pan myśli, że ktoś rzeczywiście tak tego używa? – pytamy sprzedawcę, ale ten nie chce rozmawiać.
W jednym z pokazanych przez nas sklepów sprzedaż prowadzi już czwarta firma. Na właścicieli firm nałożono kary na ponad 100 tysięcy złotych, ale do tej pory nie udało się wyegzekwować żadnej z nich.