"Piszę ten list z prośbą o pomoc. Jesteśmy w podeszłym wieku. Ja i moja żona leczymy się w poradni ortopedycznej przy szpitalu w Wyszkowie. Dowiedzieliśmy się, że żeby kilka miesięcy nie czekać w kolejce lepiej iść do kierowniczki przychodni i zapłacić 100 zł i wizyta będzie poza kolejką. Korzystaliśmy z tego sposobu wielokrotnie. Inni chorzy też. Tylko, że ten sposób zbytnio obciąża nasz skromny budżet. Prosimy o zajęcie się tą sprawą. Żeby bezpłatna służba zdrowia była naprawdę bezpłatna" - napisał do redakcji UWAGI! jeden z pacjentów wyszkowskiej przychodni, jedynej w powiecie publicznej placówki, w której chorzy mogą się leczyć.
System
Nasi reporterzy pojechali na miejsce. W przychodni zastali tłum ludzi czekających do rejestracji. - Zapisałem się na wizytę w kwietniu ubiegłego roku - mówił jeden z pacjentów. Inny na badanie czekał rok, następny - jeszcze dłużej.
Kolejki do specjalistów trwają tu miesiącami, a nawet latami! To nie wyjątek. Podobnie jest w innych przychodniach w Polsce. Jednak tutaj pielęgniarka - Lidia M. - opracowała patologiczny system: za pieniądze pobierane od pacjentów przyśpiesza wizyty. Nasi dziennikarze sprawdzili, jak to działa.
Wizyta za cegiełkę
Prowokacja pierwsza: nasza dziennikarka chce dostać się do ortopedy. Bez rejestracji, omijając wszystkich czekających chorych wchodzi do pokoju 102, gdzie przyjmuje pielęgniarka.
- Czy byłaby szansa do doktora dzisiaj się umówić? - pyta wprost. - Ma pani skierowanie? - dopytuje pielęgniarka. - Mam – odpowiada dziennikarka. - Mogę pani pomóc dostać się do ortopedy. On tak normalnie, oficjalnie pani dziś nie przyjmie. Ale jak wykupi pani cegiełkę na szpital, to ja mu powiem i on panią przyjmie - wyjaśnia pielęgniarka. - Cegiełkę? - dziwi się reporterka. - Taka jest droga, żeby się pani dostała - twardo powtarza pielęgniarka. - Tak mogę pani pomóc, żeby to dzisiaj ogarnąć. Inaczej zapiszą panią na termin - dodaje. - Ale to będzie normalnie na NFZ? - dopytuje reporterka. - Tak, tak! - upewnia ją pielęgniarka. - Tylko to jest forma przyspieszenia nagłego przypadku - dodaje. - Tak mogę pani pomóc. To jest dobrowolna wpłata. Ile pani uważa, tyle pani wpłaci: między 30, 50, są tacy, co i więcej. – podkreśla raz jeszcze pielęgniarka. Reporterka płaci 50 zł. Po czym podpisuje się we wskazanym miejscu w specjalnym zeszycie, który wyciąga pielęgniarka. - Czy lekarzowi też coś muszę zapłacić? - dopytuje nasz reporterka. - Nie. Pani płaci tu u mnie. Ja tu jestem oddziałową. Gdyby przyszła tu moja koleżanka, to ona by nie pomogła pani - mówiła pielęgniarka.
Podczas, gdy inni chorzy po pięć godzin czekają na wizytę u ortopedy, nasza dziennikarka zostaje przyjęta w pół godziny.
"Bez skierowania pacjent nie istnieje"
Prowokacja druga: reporterka również chce dostać się do ortopedy, tyle że - tym razem - nie ma nawet skierowania. Pani Lidia wzdycha, po czym karze wykupić cegiełkę i przyjść jutro.
- Bez skierowania pacjent nie istnieje ani dla funduszu ani dla nikogo - wyjaśnia. - Więc ja bym się musiała postarać jutro o skierowanie od chirurga i wtedy dopiero wziąć panią do ortopedy. W ten sposób mogę pani pomóc - opowiada pani Lidia.
Koszt ten sam, co poprzednio: 50 zł za "cegiełkę". Dlaczego sprawy nie da się rozwiązać natychmiast? - Są ludzie, z którymi da się coś załatwić i tacy, z którymi się nie da. A jutro jest taki (lekarz - red.), że da radę - wyjaśnia oddziałowa. Kolejnego dnia nasza dziennikarka otrzymuje skierowania do lekarza i na badania RTG. Wypisał je chirurg, który ani jej nie widział, ani nie badał. Równie szybko, co poprzednio - również poza kolejką - dostaje się do lekarza. To inny, niż poprzednio, ortopeda. Przy wizycie u niego obecna jest pani Lidia. Przekazane pieniądze, tak jak ostatnim razem, skrupulatnie zapisuje w książce gabinetu zabiegowego, obok szeregu innych dat, nazwisk i kwot.
Kardiolog też za 50 zł
Prowokacja trzecia: nasz dziennikarz chce się dostać - bez skierowania i żadnych badań - do kardiologa.
- Mogę to panu załatwić między nami, że zrobimy to za cegiełkę na szpital - słyszy od oddziałowej. Koszt znów ten sam: 50 zł. Tym razem, dochodzi jednak do spreparowania dokumentacji medycznej!- Będzie miał pan datę, że w kwietniu pan był u chirurga i dostał pan od niego skierowanie. 11 kwietnia dostał pan skierowanie od chirurga - słyszymy.- Do kardiologa to są zapisy na 2 lata - uściśla oddziałowa, która za 50 zł nie tylko przyśpiesza wizytę u kardiologa, ale tworzy też fikcyjną historię choroby naszemu dziennikarzowi.
Tym sposobem - w ciągu godziny - dostaje się on do specjalisty, który okazuje się być... kierownikiem całej przychodni!
- Kontrolną wizytę też przez panią Lidkę będzie pan załatwiał? - dopytuje lekarz. - Tak. - Dobra, to tyle - odpowiada kierownik przychodni. Chwilę po wizycie pani Lidia dzwoni do naszego reportera. - Jak lekarz pana potraktował? - dopytuje. - Bardzo miło i uprzejmie - odpowiada reproter. - Nie pytał się jak pan się tu dostał do tej poradni? - dopytuje pani Lidia. - Nie zadawał żadnych pytań - odpowiadamy.
"Wszędzie ma swoich donosicieli"
Wydaje się, że Lidia M. na bieżąco kontroluje pracę przychodni i lekarzy. Próbowaliśmy porozmawiać z kierownikiem przychodni, dlaczego przyzwala na nieuczciwe praktyki pielęgniarki i sam w nich uczestniczy, ale mimo obietnicy spotkania, ostatecznie nie chciał komentować sprawy.
- Pani Lidia na terenie szpitala ma wiele osób, z którymi współpracuje, które ją o wszystkim informują. Wszędzie ma swoich donosicieli - mówi nam była pracownica przychodni, która o patologiach osobiście informowała dyrekcję placówki. - Zgłaszałam nieuczciwe praktyki pani Lidii! Z mojej wiedzy wynika, że skargę złożył także lekarz, jednak dyrekcja nie potraktowała tego poważnie - mówi nam kobieta.
Dokąd trafiają pieniądze?
Pieniądze, które przekazaliśmy Lidii M. na rzekome cegiełki, to fikcja. Placówce rzeczywiście można przekazywać darowizny, ale taka opłata nie wiąże się z żadnymi ulgami, takimi jak przyśpieszanie wizyt u lekarzy! Oddziałowa wyprosiła z pokoju operatora kamery. - Jeżeli przyjdzie pacjent w trudnej sytuacji, ma prawo wykupić cegiełkę - tłumaczyła za zamkniętymi drzwiami naszej reporterce. I przekonywała, że wszystkie pieniądze przekazuje do kasy szpitala.
Co ciekawe, dyrektorka SPZZOZ w Wyszkowie, której pokazaliśmy nagrania z ukrytych kamer, najpierw stwierdziła, że zachowaniem oddziałowej jest "zszokowana", jednak stwierdziła, że pieniądze, która zbiera pani Lidia, faktycznie trafiają do kasy szpitala. - Oczywiście! Żeby były ewidencjonowane, jako przychód, one muszą być wpłacane - mówi Cecylia Domżała.
Cegiełki bez kontroli
Dobrowolne wpłaty, czyli darowizny, które funkcjonują w Wyszkowie od 13 lat były pomysłem dyrekcji i nikt tego nie kontrolował. W poprzednim roku pacjenci przekazali 25 tys. zł, ale dyrektor nie była w stanie podać kwot, które miały wpłynąć od pielęgniarki. Narodowy Fundusz Zdrowia, który ma kontrakt z przychodnią i szpitalem, w czasie dotychczasowych kontroli nie wykrył nieprawidłowości. Nagrania z ukrytych kamer pokazaliśmy rzecznikowi mazowieckiego NFZ. - Jakakolwiek praktyka omijania kolejek, czyli wnoszenia dodatkowych opłat, jest sprzeczne z elementarnymi przepisami prawa - oburza się Andrzej Troszyński.
Jednak dyrektor Domżała do sprawy podchodzi nadzwyczaj spokojnie. - Wyciągnę konsekwencje służbowe jeżeli taka będzie konieczność. Muszę porozmawiać i wyjaśnić, dlaczego w ogóle do takiej sytuacji doszło - słyszymy od dyrektorki.
Jaki skutek odniosła nasza interwencja? Czy pielęgniarka dalej pracuje w przychodni? Jakie kroki podjęli urzędnicy, aby wyjaśnić sprawę nieuczciwego systemu omijania kolejek w poradni? O tym w czwartek w UWADZE!