Do mieszkań musieli wchodzić przez garaż. Dlaczego deweloper tak długo zwlekał z naprawą?

Do mieszkań musieli wchodzić przez garaż
Mieszkańcy jednego z osiedli pod Warszawą od kilku miesięcy musieli wchodzić do swoich mieszkań przez garaż. – Nie wiem, co by się stało, jakbym się przewróciła z Zuzią na tym podjeździe. Ewentualny upadek to dla niej zagrożenie życia – mówi matka dziewczynki na wózku inwalidzkim, która poprosiła nas o pomoc. Dlaczego deweloper tak długo zwlekał z rozwiązaniem problemu?
Zwracam się do Państwa o pomoc. Mieszkam w Otwocku Małym z ciężko chorą córeczką Zuzią. Deweloper rozebrał główne wejście do bloku i tak zostawił. Muszę z córką na wózku inwalidzkim wchodzić przez garaż podziemny. Nie mam siły wpychać dziecka do góry stromym podjazdem i schodzić z tak dużego skosu. Męczę się tak już pół roku. Błagam o pomoc
 – taki list wysłała do redakcji Uwagi! pani Aneta. 

Poważna choroba małej Zuzi

U Zuzi trzy lata temu wykryto guza mózgu, potem dziewczynka zapadła w śpiączkę. Podczas choroby doszło do zakażenia mózgowego. Dziecko przeszło chemioterapię i radioterapię.

- Było bardzo dużo powikłań, w sumie Zuzia przeszła aż 11 operacji. Osiem miesięcy mieszkaliśmy z nią w szpitalu. Tak naprawdę Zuzia pokonała śmierć. Dziś walczy o sprawność – opowiada Aneta Huberska, mama Zuzi, która wysłała do nas list z prośbą o pomoc.

Rodzina Zuzi mieszkała pod Częstochową. Ponieważ pani Aneta razem z mężem podczas pobytu dziewczynki w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka, codziennie była przy córce, rodzice postanowili kupić mieszkanie pod Warszawą.

- Jak Zuzia zachorowała, sprzedaliśmy dom i kupiliśmy pierwsze lepsze mieszkanie, żeby być bliżej Centrum Zdrowia Dziecka – mówi pani Aneta.

Brak głównego wejścia do bloku

Zuzia pokonała chorobę. Chodzi do szkoły specjalnej i na nowo uczy się chodzić. Kilka razy w tygodniu musi jeździć na rehabilitację.

Niestety, żeby dostać się z córką do szkoły czy na rehabilitację, pani Aneta musi wychodzić z córką przez jedyne dostępne wyjście z budynku, czyli przez garaż.

- Nie wiem, co by się stało, gdybym ja się przewróciła albo potknęła. Zwłaszcza, że Zuzia ma zastawkę komorowo-otrzewną w głowie, która odprowadza płyn mózgowo-rdzeniowy. Ewentualny upadek to jest dla niej zagrożenie życia – mówi kobieta.

Latem zeszłego roku w garażu znajdującym się pod budynkiem pojawiła się woda. Mieszkańcy zaalarmowali dewelopera, który wybudował bloki. Ten w sierpniu zamknął przejście, które prowadzi do wejścia na klatki schodowe. Od tego czasu, jak mówi pani Aneta, w tym miejscu nie dzieje się nic.

- Cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego to cały czas nie jest naprawione od pół roku. Zwłaszcza, że budynek jest na gwarancji. Jestem w szoku i nie godzę się na takie traktowanie. Ten problem nie dotyczy tylko mnie, ale i innych mieszkańców – podkreśla.

Pani Marta jest w zaawansowanej ciąży. Jak opowiada, taki sposób wychodzenia z bloku to dla niej poważne zagrożenie.

- Ledwo sobie radzę. Niedługo rodzę i teraz jak schodzę z tego podjazdu, to jest mi ciężko. Cały ciężar idzie w dół i muszę trzymać brzuch, żeby zejść. Bardzo mnie to ogranicza, wychodzę tylko do lekarza i z psem – mówi Marta Szostak, mieszkanka osiedla.

Dlaczego deweloper nie naprawia usterki?

Budynek oddano do użytku w 2019 roku. Do końca maja 2024 roku obowiązuje rękojmia na ewentualne błędy popełnione przy jego budowie. Dlatego mieszkańcy uważają, że to deweloper powinien jak najszybciej naprawić usterkę.

Wysłaliśmy do dewelopera pytania. Chcemy dowiedzieć, dlaczego prace rozpoczęte kilka miesięcy temu nie zostały zakończone. Kiedy mieszkańcy znów będą mogli normalnie wchodzić do swojego bloku?

Odpowiadając na nasze pytania, deweloper wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że powstałe usterki, to nie jego wina.

„Powstałe uszkodzenia patio nie wynikają z błędu wykonawczego, lecz z przyczyn niezależnych od dewelopera. Wykryte dziury świadczą o uszkodzeniach mechanicznych, które zostały wykonane przez podmioty nie powiązane z deweloperem, tj. właścicieli lokalu lub osoby działające na ich zlecenie. Deweloper w żaden sposób nie odpowiada za przedmiotowe uszkodzenia, z uwagi na to, że nie wynikają one z błędu wykonawczego, lecz z przyczyn niezależnych od niego” – czytamy.

„Deweloper nie był skory do współpracy”

- Wspólnota od samego początku chciała współpracować z deweloperem i wielokrotnie zwracała się do niego o to, żeby chociażby powołać wspólnego biegłego z zakresu budownictwa, który by ustalił, co faktycznie jest przyczyną dostawania się wody do garażu i kto ponosi odpowiedzialność. Natomiast, deweloper nigdy nie był skory do tego, żeby ze wspólnotą w tym zakresie współpracować – mówi Wiktor Kotiuk, radca prawny, pełnomocnik wspólnoty mieszkaniowej.

Deweloper w oświadczeniu stwierdził, że brak jest jakichkolwiek podstaw prawnych i faktycznych, aby to on miał powoływać biegłego rzeczoznawcę i ponosić jego koszty.

„W zakresie ustaleń przyczyn uszkodzenia warstwy uszczelniającej garaż, deweloper wykonał czynności zmierzające do ustalenia ww. przyczyn z należytą starannością poprzez dokonanie oględzin uszkodzeń, odkrywki oraz następnie przygotowania wewnętrznej ekspertyzy technicznej wskazującej na przyczyny zalania” – czytamy.

Inne osiedla też miały problemy

Okazuje się, że właściciele spółki budującej osiedle od lat działają w branży budowlanej. Co więcej, to nie pierwsze osiedle, którego mieszkańcy mają zastrzeżenia do prac wykonanych przez dewelopera.

Na innym osiedlu po kilku latach okazało się, że przy budowie popełniono błędy i woda zalewa elewację budynku, a mieszkańcy musieli walczyć o usunięcie usterek przed sądem.

- Problem polegał na tym, że oni przystępowali do usuwania usterek, tylko ich stricte nie usuwali. To było tzw. łatanie dziur, a nie usunięcie przyczyny danej usterki. To się ciągnęło latami – mówi Agata Rytel, administratorka osiedla Fasolowa 17 w Warszawie.

- W końcu doszliśmy do takiego momentu, że złożyliśmy pozew i dowiedzieliśmy się, że deweloper jest w trakcie likwidacji. Sąd umorzył sprawę. Nie ma dewelopera, nie ma strony, nie mamy przeciwko komu się sądzić – dodaje Agata Rytel.

Burmistrz Karczewa deklaruje pomoc

Osiedle, na którym mieszka m.in. pani Aneta, wybudowane jest w gminie Karczew, a przedsiębiorcy, którzy postawili bloki, budują w tej samej gminie kolejne osiedla. O pomoc w tej sprawie poprosiliśmy zatem burmistrza Karczewa.

- Deweloper nie chce z nami rozmawiać. Wszystko utknęło w martwym punkcie. Nie wiemy, co mamy dalej robić – opowiada pani Aneta podczas spotkania z burmistrzem.

- Postaram się podjąć rozmowę z deweloperem. Ustalić stan faktyczny, co możemy wspólnie zrobić. Nie wyobrażam sobie, żeby to trwało w nieskończoność. Ktoś musi przełamać ten impas – deklaruje Michał Rudzki, burmistrz Karczewa.

- Nie może być tak, że ludzie nie wiedzą, kiedy to się skończy. Musi być jakaś perspektywa końca. Najgorszy jest taki ping-pong i spychanie winy jednych na drugich – dodaje burmistrz Rudzki.

Przełom w sprawie: Deweloper przystąpił do prac

Tymczasem po kilku dniach nastąpił przełom w sprawie.

- Trwają już prace naprawcze naszego wejścia głównego do bloku. Jest wielka radość. Panowie pracują od wczoraj: robią chodnik, robią wejście główne, robią izolację – mówi z uśmiechem na twarzy pani Aneta.

Deweloper w przesłanym do redakcji Uwagi! oświadczeniu zobowiązał się, że niedługo mieszkańcy będą mogli normalnie wchodzić do bloku.

„Jak zostało wyżej wskazane, deweloper nie odpowiada za powstanie przyczyn uszkodzenia patio, jak i za niepodejmowanie przez wspólnotę działań naprawczych. Pomimo powyższego, deweloper na wyraźne żądanie zarządu i administracji wspólnoty przystępuje do prac związanych z zasypaniem tzw. odkrywki, wykonanej uprzednio również na wyraźne żądanie zarządu i administracji wspólnoty” – czytamy.

Dodano, że prace zostaną skończone do 21 stycznia, a kosztami zostanie obciążona wspólnota.  

Wszystko wskazuje na to, że w tej sprawie zarówno deweloper, jak i wspólnota wniosą sprawy do sądu. Teraz obie strony czeka kilkuletni spór o to, kto ma zapłacić za wykonane prace.

Najważniejsze jest jednak to, że w tym czasie mieszkańcy będą mogli znowu bezpiecznie wchodzić do budynków.

- Jestem bardzo szczęśliwa, mimo że to tyle trwało. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – mówi pani Aneta.

- Chciałam też podziękować telewizji TVN i redakcji Uwaga! za nagłośnienie tej sytuacji i pomoc. Jestem ogromnie wdzięczna, że po tylu miesiącach nasz koszmar w końcu się kończy – dodaje kobieta.

Odcinek 7352 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także na player.pl

Autor: as

Reporter: Mariusz Zieliński

podziel się:

Pozostałe wiadomości