Twierdził, że nazywa się Antoni Ren i że pochodzi z Kazachstanu. Kiedy słowaccy strażnicy miejscy zatrzymywali podejrzanego, nawet przez chwilę nie myśleli, że może to być poszukiwany od sylwestra morderca własnych rodziców. Kim jest i co skłoniło go do tej strasznej zbrodni? Czy uciekając liczył na uniknięcie konsekwencji?
- Była około 5 nad ranem. Jechaliśmy radiowozem tą drogą i zobaczyliśmy mężczyznę, który na nasz widok wszedł do bramy. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy za nim. Był zaniedbany, wyglądał jak włóczęga, był zarośnięty. Miał na sobie dużo rzeczy, miał długie włosy i rozerwane tenisówki. Po chwili usłyszeliśmy hałas. Wyraźnie słychać było brzęk butelek. Myśleliśmy, że to może być bezdomny, włóczęga, imigrant, ktokolwiek. A kiedy tu przyszliśmy, to zobaczyliśmy, że tam leżał a tu miał swoje rzeczy. Tam był schowany. Najpierw nie mówił nic, potem twierdził, ze jest obywatelem Kazachstanu i że nazywa sie Antoni Aleksander Ren from Kazachstan. Kazaliśmy mu podejść do nas i wyciągnąć wszystko, co miał przy sobie. Wtedy właśnie znaleźliśmy bagnet – relacjonuje przebieg zatrzymania Aleksandra W. kap. Peter Juríček, Straż Miejska w Żilinie. Podawanie się za przybysza z Kazachstanu miało zmylić słowackich stróżów prawa. Dopiero służby imigracyjne ustaliły, że zatrzymany mężczyzna to Polak odpowiedzialny za zamordowanie ojca i macochy. Za Aleksandrem W. wydano Europejski Nakaz Aresztowania po tym, jak uciekł z miejsca zbrodni. Na prawie dwa tygodnie ślad po nim zaginął. - Przed 19-tą policjanci zostali wezwani na interwencję do jednego z prywatnych domów w Grodźcu. Z relacji zgłaszającej interwencję wynikało, że nie może skontaktować się z rodzicami. Nie mogła też dostać się do domu, który zamieszkiwała. Światła w domu były całkowicie zgaszone. W końcu udało jej się otworzyć lufcik, przez który przeszła i otworzyła drzwi od wewnątrz. Policjanci weszli z nią do wewnątrz do pomieszczeń piwnicznych. Tam na schodach znaleźli zmasakrowane ciało kobiety – opowiada kom. Elwira Jurasz, rzecznik prasowy, Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej. Córka zamordowanej kobiety obawiała się, że gdzieś w domu nadal znajduje się jej ojciec. Policjanci nie mogli jednak przedostać się schodami na wyższe kondygnacje budynku. Wybili kolejne okno i po drabinie dostali się do środka. - Gdy policjanci weszli na piętro domu, zobaczyli mężczyznę w ciemności, który stał i mierzył do nich z broni długiej. Oddał strzał, policjanci też oddali strzał. Oba strały okazały się chybione. Sprawca wykorzystał moment zamieszania, wyskoczył przez okno i uciekł do lasu – mówi dalej kom. Elwira Jurasz, rzecznik prasowy, Komenda Miejska Policji w Bielsku-Białej. Mężczyzna nie miał ze sobą ani pieniędzy, ani dokumentów. Uciekł ubrany jedynie w koszulę, mimo to bez większych trudności wymknął się policjantom. Po krótkim pościgu funkcjonariusze wrócili na posesję, gdzie znaleźli zmasakrowane zwłoki 60-latka. Aleksander W. ukończył studia na Wydziale Włókienniczym, ale jego pasją były komputery. Wspólnie z przyjacielem założyli niewielką spółkę zajmującą się dystrybucją Internetu, jednak z powodu konfliktu firma upadła. Brak pracy i życie na koszt rodziców źle wpłynęły na i tak już napięte stosunki między ojcem a synem. - W niedzielę jak był wysłany do kościoła na msze, to Alek biegł szybko tam. Zawsze też pilnował się, żeby wrócić i zmieścić się czasowo z tym powrotem z kościoła. I to nie był już dzieckiem, miał wtedy 25, 26, 28 lat – wspomina Barbara Krywult, sąsiadka. Okazuje się jednak, że była też druga strona tego, co sąsiedzi odbierali za rygorystyczne podejście ojca. Aleksander W. od wielu lat brutalnie znęcał się nad rodziną. Jego ojciec już dwa lata temu złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury. - To znęcanie miało polegać na znieważaniu słowami obelżywymi, kierowaniem gróźb pozbawienia życia, niszczeniu sprzętów wyposażenia domowego, zakłócaniu spokoju domowego. Jak również była stosowana przemoc wobec ojca: bicie, szarpanie. Dwukrotnie zdarzyło się, że osoba ta była umieszczana w szpitalu na podstawie ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Jest to umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym bez zgody pacjenta – mówi Małgorzata Borkowska, zastępca Prokuratora Okręgowego w Bielsku-Białej. Aleksander W. nie został jeszcze przesłuchany przez polskich śledczych. Tuż po zatrzymaniu trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Dopiero gdy wyzdrowieje, rozpocznie się proces jego ekstradycji do Polski.