Elżbieta M., pielęgniarka z Łomży, od kilku lat samotnie wychowywała upośledzonego umysłowo syna. Jego zabójstwo i swoją śmierć starannie zaplanowała. Napisała listy pożegnalne. Niemal do ostatniej chwili kontaktowała się z najbliższą rodziną. - Syn jej ufał, ona jego by nie zostawiła. Kochała go szczerze. Dlaczego nam nie powiedziała? Bardzo nam ciężko. Rana została głęboka, nie do zagojenia – mówi Janina Grosfeld, matka Elżbiety M. Według śledczych nikt nie pomógł Elżbiecie M. powiesić syna i popełnić samobójstwa. Znalezione na miejscu śmierci listy i inne dokumenty sugerują, że przyczyną rodzinnej tragedii były problemy finansowe Elżbiety M. - Najprawdopodobniej trudna sytuacja materialna skłoniła ją do takiego czynu. Na stole było pismo od komornika, świadczące o tym, że następnego dnia ma być przeprowadzone postępowanie egzekucyjne, celem którego będzie oszacowanie wartości mieszkania i znajdujących się tam wartościowych przedmiotów – mówi Elżbieta Iwanowska-Dukacz, Prokuratura Okręgowa w Łomży. - Ludzie tracą miliony i nie targają się na życie. Zawsze była uśmiechnięta. Nie wiedzieliśmy o jej problemach, nie skarżyła się - mówi Stanisław Grosfeld, ojciec Elżbiety M. Tymczasem według rodziny przyczyną tragedii była choroba syna. Chłopiec wymagał stałej opieki przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Od poniedziałku do piątku Szymon był w specjalnym ośrodku. W weekendy ten obowiązek spadał na jego samotną matkę. - Szymon wymagał praktycznie opieki indywidualnej. Takiej nasza placówka nie mogła mu już zapewnić. Stan Szymona pogarszał się. Był silniejszy, wyższy i agresywniejszy. Miała podstawy, żeby być załamaną - uważa Jan Grzyb, Dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Długoborzu. Elżbieta M. mimo ciężkiej sytuacji finansowej i kłopotów z chorym synem, nie szukała pomocy w instytucjach do tego powołanych. Pracownicy MOP w Łomży nigdy nie otrzymali sygnału o jej trudnej sytuacji.