Do wypadku doszło we wsi Dobiesławice w województwie świętokrzyskim. Jadący audi mężczyzna potrącił 44-letniego mieszkańca wsi. W chwili wypadku był on nietrzeźwy. Kierowca wsadził rannego do auta. - Powiedział, że z komórki sam wezwie pogotowie, ale nie mógł się dodzwonić – mówi Wanda Cabaj, świadek wypadku. – Pomogłam mu włożyć mężczyznę do samochodu, bo miał długie nogi i zaklinował się. Kierowca zabrał rannego i pojechał do Kazimierzy Wielkiej. Tam, jak zeznał później, kilkaset metrów od budynku szpitala zepsuł się silnik auta. Kierowca nie zawiadomił lekarzy, wezwał natomiast syna, który drugim samochodem odholował zepsute auto do ich domu w Sokołowicach, odległego o kilkanaście kilometrów. Tam samochód z rannym stał około trzech godzin. Kiedy ranny stracił przytomność, kierowca postanowił w końcu go zawieźć do szpitala. Ale naprawione auto zepsuło się znów po przejechaniu dwóch kilometrów. Dopiero wtedy sprawca wezwał karetkę - sześć godzin od chwili potrącenia pieszego. - Od 15 lat pracy w policji, po raz pierwszy mam do czynienia z takim wypadkiem – mówi podinspektor Elżbieta Różańska – Komorowicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. – Zagadkowe jest to, że kierowca twierdzi, że chciał udzielić pomocy. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z zarzutem oddalenia się z miejsca wypadku. Kiedy przyjechała karetka, lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon potrąconego mężczyzny. Sprawca został zatrzymany i wkrótce zwolniony za kaucją w wysokości 15. tysięcy złotych. Zabrano mu też paszport. Prokuratura czeka na opinie ekspertów. Sprawcy wypadku grozi do 12. lat więzienia. Przeczytaj także:Kto spowodował wypadek?Kto ponosi winę za wypadek?Trzeci samochódZabił, upozorował gwałt