Grzegorz Skiba stracił przytomność na przystanku autobusowym w samym sercu Siemianowic Śląskich. Strażnicy miejscy, którzy przystąpili do reanimacji znaleźli się tam zupełnie przypadkiem. Dzięki ich natychmiastowej reakcji pan Grzegorz odzyskał świadomość i w krótkim czasie trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację wszczepienia bypasów. - Trzeba było natychmiast działać. Nie można było zastanawiać się co robić, tylko od razu reanimować - opowiada Paweł Jaworski ze Straży Miejskiej w Siemianowicach Śląskich. - Najbardziej zaskoczyli nas ludzie, którzy znaleźli się w pobliżu. Tylko jedna kobieta chciała pomóc temu mężczyźnie, a reszta sie po prostu odsunęła - dodaje też uczestniczący w akcji reanimacyjnej Henryk Zieliński ze Straży Miejskiej w Siemianowicach Śląskich. W pobliżu leżącego na ulicy mężczyzny znajdowało się kilkanaście osób, a po ulicy, przy której stoi przystanek przejeżdżały liczne samochody. Nikt nie powiadomił jednak pogotowia ratunkowego. - Ja jeszcze filmiku z moją reanimacją nie oglądałem. Boję się, że tam rozpoznam kogoś znajomego, który nie udzielił mi pomocy. To by dla mnie oznaczało, że to już nie jest mój znajomy - komentuje sytuację Grzegorz Skiba. Z pomocą ratownika medycznego z Fundacji R2 postanowiliśmy sprawdzić jak w praktyce wygląda znajomość zasad pierwszej pomocy i co powstrzymuje ludzi przed podejściem do poszkodowanej osoby. - Myślę, że świadomość w społeczeństwie mocno wzrasta. Ale myślę, że dużo jeszcze potrzebujemy uświadamiać ludzi i zachęcać do tego, żeby tej pierwszej pomocy nie bali się udzielać - komentuje aktualną sytuację Robert Wolny z Fundacji R2. Duże zaangażowanie wykazali dwaj studenci medycyny na widok omdlałej pasażerki tramwaju. Nie tylko podjęli próbę reanimacji, ale jako pierwsi w Polsce użyli defibrylatora, które coraz częściej możemy spotkać w miejscach publicznych. - Pani zaczęła się robić sina na twarzy. Przełożyłem ją na plecy i zacząłem układać głowę tak by udrożnić drogi oddechowe. Z kolegą wynieśliśmy ją z tramwaju. Okazało się, że resuscytacja jest konieczna. Na peronie był sprzęt. Postanowiliśmy go użyć. Nie baliśmy się, że zaszkodzimy tej kobiecie, bo gdyby resuscytacja nie była konieczna to ten sprzęt, dzięki wewnętrznej blokadzie nie zadziałałby - opowiada Marcin Waligóra. Uratowana kobieta zawdzięcza życie szybkiej i fachowej reakcji studentów. Po analizie zapisu defibrylatora wykryto u niej poważne, choć uleczalne schorzenie serca. Podstawowe zasady pierwszej pomocy są proste. Lepiej byłoby oczywiście nie mieć potrzeby z nich korzystać, ale dobrze jest mieć świadomość, że potrafilibyśmy uratować ludzkie życie.