Desperat z karabinem

Co najmniej kilka najbliższych dni spędzi w szpitalu psychiatrycznym strażnik, który we wtorek przez kilka godzin okupował wieżę aresztu śledczego w Jeleniej Górze. Miał przy sobie karabin maszynowy. Co doprowadziło do tego desperackiego kroku człowieka, który ma za sobą prawie 10 lat przykładnej służby?

We wtorek Krzysztof W., strażnik aresztu śledczego w Jeleniej Górze, zamknął się w wieżyczce strażniczej, miał karabin maszynowy. Negocjacje trwały ponad pięć godzin. Negocjatorów zaskoczyło, że strażnik nie stawiał żadnych żądań, ale też nie chciał się poddać. Powtarzał tylko, że jest szykanowany przez szefów, że atmosfera w areszcie jest zła, a wobec niższych rangą pracowników stosowany jest mobbing. W końcu negocjatorom udało się zażegnać niebezpieczeństwo. Krzysztof W. trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Jego żona mówi, że od dłuższego czasu był w złym stanie. - Budził się w nocy, mówił coś przez sen – mówi Marzena W., żona Krzysztofa W. – Mówiłam, że jest z nim na tyle źle, że może zrobić coś strasznego, bo ma dostęp do broni. Krzysztof W. pracował w jeleniogórskim areszcie już prawie 10 lat. W grudniu został awansowany, szefowie uznali bowiem, że wzorowo pełnił służbę. Zaraz potem został jednak wysłany do pełnienia służby na wieży strażniczej. W styczniu tego roku Krzysztof W. wysłał pismo do dyrektora aresztu, w którym informował o stosowanym wobec niego mobbingu. Prosił dyrektora o pomoc. Nie uzyskał jej jednak. - Wszcząłem postępowanie w tej sprawie w styczniu – mówi Stanisław Kutnowski, dyrektor Aresztu Śledczego w Jeleniej Górze. – Krzysztof W. powinien zostać przesłuchany, ale poszedł na zwolnienie lekarskie. Krzysztof W. sam szukał pomocy u psychologa zakładowego. Ta uznała, że strażnik nie nadaje się do pracy i przed jej podjęciem konieczna jest kolejna konsultacja. Po drugiej konsultacji psychiatra uznał, że strażnik może wrócić do służby. Wydano mu broń, mimo że informował szefów o swoim załamaniu nerwowym. - Miałem pozwolenie od medycyny pracy, że może służyć z bronią – mówi Stanisław Kutnowski, dyrektor aresztu. Szefowie Krzysztofa W. zignorowali nie tylko jego zły stan psychiczny i pisma dotyczące mobbingu w areszcie. Zlekceważyli również jego oficjalne doniesienie o kontaktach jednego z przełożonych ze światem przestępczym. - Wszcząłem postępowanie wyjaśniające, ale zawiesiłem je, bo nie miałem zeznań pana Krzysztofa – mówi Stanisław Kutnowski, dyrektor aresztu. – To są pomówienia, tak mi się wydaje. Mobbing w areszcie, w który nie wierzą przełożeni Krzysztofa W., potwierdził szeregowy pracownik aresztu w Jeleniej Górze. - Nie wierzę, że oni są do ruszenia – mówi pracownik aresztu. – Służba mundurowa jest, jaka jest. Są układy. Boję się, żona jeszcze bardziej. Jest mobbing. Krzysztof W. przebywa w szpitalu. Odwiedziła go tam żona. - Jest w fatalnym stanie, siedzi skulony, oczy zamglone – mówi Marzena W. – Próbowałam dowiedzieć się, jak wyglądała rozmowa z dyrektorem. Poszedł do niego z pismem w sprawie mobbingu. Dyrektor na to, że nie ma mobbingu: ”We łbie ci się pop… Już tu nie pracujesz, ty i twoje dzieci zdechną pod płotem. A teraz wynoś się”. I pozwolił mu iść na służbę. Z bronią. Prokuratura w Jeleniej Górze ustala, jak duże zagrożenie stanowiły działania strażnika, zbada również kwestię konfliktu pomiędzy nim a przełożonym. Dopiero wtedy zostaną mu postawione zarzuty. Zdaniem Luizy Sałapy, rzeczniczki służby więziennej, pewnym jest jednak, że Krzysztof W. już nie wróci do pracy w więziennictwie. Przeczytaj także:Kim jest desperat, który sparaliżował centrum stolicyWyznania desperata Desperat - samobójcaWybuch---strona---

podziel się:

Pozostałe wiadomości