W pierwszej części reportażu UWAGA! pokazała, że u jednego z kieleckich psychiatrów, Tadeusza S., można za niewielkie pieniądze kupić zaświadczenie o zaburzeniach psychicznych. Takie zaświadczenia pomogły unikać kary dwóm przestępcom: Bogdan K. został oskarżony o śmiertelne pobicie konkubiny, a Sławomir K. jest znanym policji paserem samochodów. Obaj zostali skazani na kilka lat więzienia, ale zasłaniając się zaświadczeniami m.in. kieleckich psychiatrów, nie trafili za kratki. Reporter UWAGI! dwa razy kupował ”lewe” zaświadczenia u kieleckiego psychiatry - w odstępie kilkunastu dni. Pierwsze było przeznaczone dla prokuratury, a następne dla policji. Po drugiej prowokacji reporter ujawnił, kim jest i chciał porozmawiać z psychiatrą. - Pan mnie oszukał! – mówił lekarz. - Podczas badania wykazywał pan objawy lękowo-depresyjne, które wymagają leczenia i dlatego zostało wystawione zaświadczenie. Stany chorobowe zmieniają się bardzo szybko - bronił się Tadeusz S. Do sporządzenia opinii dla sądu potrzeba opinii dwóch lekarzy. Dlatego pod zaświadczeniem Bogdana K., podpisał się także ordynator oddziału kieleckiego szpitala. - Ja w tej opinii napisałem, że jego pobyt w więzieniu jest jedynie niekorzystny – twierdził Andrzej Plutecki, ordynator oddziału. – Przecież dla każdego pójście na przesłuchanie czy do więzienia jest niekorzystne. Dlaczego sąd wielokrotnie prosił o opinię lekarzy, którzy od lat znali przestępców, gdyż byli ich pacjentami? - W sprawach Bogdana K. i Sławomira K. orzekały sądy w różnych składach i widocznie nie miały wątpliwości co do dokumentacji medycznej – uważa Małgorzata Wasylczuk, sędzia wizytator z Sądu Okręgowego w Warszawie. Wasylczuk powiedziała nam, że sąd może korzystać z wiedzy specjalistycznej każdego, kto taką posiada. Jednak profesor prawa Jan Widacki uważa, że powołanie na biegłego lekarza, który leczył podejrzanego lub oskarżonego, jest uchybieniem. Sąd nie powinien go powoływać ani korzystać z jego opinii, jeśli już została wydana. - Biegły wyznaczany jest przez sąd lub dyrektora szpitala – mówi ordynator Plutecki. - Tadeusz S. długo był dyrektorem naszego szpitala i sam wyznaczał siebie na biegłego. Po przeszło dwóch tygodniach od pokazania sędziom i dyrekcji szpitala dowodów zebranych przez dziennikarzy UWAGI! sprawdziliśmy, jaki był odzew. Ani sędzia, ani dyrektor szpitala nie widzą powodów, by zająć się sprawą. Jaki będzie finał tej bulwersującej sprawy? Czy prokuratura zainteresuje się dziennikarskimi dowodami na nieuczciwość lekarza?