Daniel nie rezygnuje z marzeń

TVN UWAGA! 4141461
TVN UWAGA! 203900
- Nieważne, jak o mnie mówią: "Rumun", "Cygan", czy "kulawy". Nie załamię się, nie wolno się poddawać. Trzeba żyć jak inni ludzie - mówi Daniel Stanciu, którego dzieciństwo było najgorszym koszmarem. Rodzice sprzedali go polskiej mafii, która następnie wykorzystywała go do żebrania na ulicach stolicy.

Historię Daniela opowiedzieliśmy dwa tygodnie temu. Chłopiec trafił do Polski, jako kilkulatek. Chorował na porażenie mózgowe. Dziś nie pamięta i nie chce pamiętać swoich rodziców. Pamięta za to doskonale, jak krzywdzili go ludzie, którzy kupili go, by zarabiać na jego nieszczęściu.

Znał tylko modlitwę

Daniel razem z innymi żebrzącymi dziećmi mieszkał w baraku. Całe dnie spędzał na ulicach. Również zimą, w ostry mróz. Żebranie to jedyne, co potrafił. W tamtym czasie nikt nie traktował go, jak człowieka. Chłopiec jadł rękami, nie potrafił mówić po polsku. - Tylko "Zdrowaś Mario, łaskiś pełna" - wspomina.

Kiedy dzień był nieudany i nie uzbierał odpowiedniej ilości pieniędzy, nie dawano mu jeść, bito pokrzywami. - Ja wtedy bardzo źle chodziłem. Na samych palcach - wspomina Daniel, którego ze względu na niepełnosprawność nazywano Olog, czyli "kulawy".

Niepełnosprawnego chłopca w końcu zatrzymała policja i przekazała do ośrodka szkolno-wychowawczego w Makowie Mazowieckim.

Dom pomocy społecznej

Gdy w wieku 24 lat zapragnął się usamodzielnić, okazało się, że opiekunowie zaplanowali dla niego inny scenariusz: resztę życia miał spędzić w domu pomocy społecznej.

- Los różnie się układa i nie wszystkie osoby mogą samodzielnie funkcjonować. Daniel należy do takich osób, które same sobie nie poradzą - kwitowała jego marzenia Anita Kurowska, dyrektorka ośrodka szkolno-wychowawczego w Makowie Mazowieckim.

Tutejsi opiekunowie nie tylko twierdzą, że Daniel nie poradzi sobie samodzielnie w życiu, ale dyskredytują go jako człowieka. - Uczuciowość wyższa jak gdyby zniknęła w jego przypadku! - stwierdziła w rozmowie z reporterką UWAGI! Urszula Czerny, która w ośrodku w Makowie pracuje jako psycholog. Swoją tezę lansowała też podczas naszego programu na żywo.

"To powinna być radość dla placówki"

- Taka opinia psychiatryczna może się odnosić do ogromnego "zwyrodnialca", który np. dokonuje zabójstwa człowieka z premedytacją! Ale do Daniela? Nie taka jest rola osoby wspierającej w placówce, w której przebywają osoby z różnymi trudnymi sytuacjami, żeby wypowiadać takie opinie! Pan Daniel, na tle innych osób z niepełnosprawnościami, naprawdę funkcjonuje fantastycznie. To powinna być radość dla placówki móc się taką osobą pochwalić - nie kryje oburzenia dr Monika Zima-Parjaszewska z Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną.

Również Ewa i Andrzej Kobylińscy, u których Daniel od dziesięciu lat spędza wakacje, święta i weekendy, nie mają wątpliwości, że - gdyby tylko dać mu szansę - Daniel mógłby żyć jak inni, być samodzielnym i szczęśliwym. - Tylko o to proszę! On nie chce iść do DPS-u - przekonuje pani Ewa.

"Powinni stać po mojej stronie"

- Pracownicy ośrodka powinni stać po mojej stronie! Zachowują się nie w porządku - uważa sam Daniel Stanciu, który poprosił UWAGĘ! o pomoc. Mężczyzna zorientował się, że nie tylko zaplanowano dla niego życie w DPS-ie, ale również przez 15 lat kierownictwo ośrodka nie uregulowało jego formalnych spraw: do dziś nie ma dowodu osobistego i nie może korzystać z wielu świadczeń socjalnych.

Daniel za trzy tygodnie kończy naukę i będzie musiał opuścić ośrodek. Wciąż nie ma jednak mieszkania. - Informację o sprawie uzyskaliśmy na początku marca, kiedy Daniel wraz z opiekunką zgłosił się z wnioskiem o mieszkanie - asekuruje się Lech Gadomski, wiceburmistrz Makowa Mazowieckiego. I zapewnia, że aktualnie poszukuje w spółdzielni mieszkaniowej lokalu do wynajęcia dla Daniela. Bo w swoich zasobach, gmina takiego lokalu nie posiada. - Nikt Daniela z walizkami na ulicę nie wystawi! - dodaje burmistrz.

Bez stałego pobytu

Wcześniej jednak kierownictwo ośrodka szkolno-wychowawczego przez lata nie zrobiło nic, by Daniel otrzymał mieszkanie! Przez długi czas chłopak nie otrzymywał też należnej mu renty. O zaniedbaniach pracowników ośrodka rozmawiano w starostwie powiatowym.

- Nie mogłam wystąpić do ZUS-u o rentę, dlatego że Daniel nie miał wtedy ważnej karty stałego pobytu. Z kolei o kartę stałego pobytu złożyliśmy wniosek, ale do niego należało dołączyć zaświadczenie o meldunku. A Daniel nie mógł tego dostać, bo żeby mieć meldunek trzeba mieć aktualną kartę pobytu! - przekonywała na spotkaniu w starostwie dyrektor Anita Kurowska.

Kiedy reporter UWAGI! dopytywał, kto miał obowiązek o to wszystko zadbać, pani dyrektor nie chciała odpowiedzieć. Podobnie jak starosta powiatu makowskiego, który długo wzbraniał się przed pytaniami, jakie konsekwencje wyciągnie w stosunku do pracowników ośrodka. - Nie można patrzeć na sytuację jednostronnie! Trzeba ją zbadać - odpowiadał wymijająco Zbigniew Deptuła. W końcu jednak zadeklarował: - Jeśli jest to naruszenie prawne, to będą konsekwencje dyscyplinarne.

"Obywatelstwo należało się z automatu"

Po naszym reportażu losem Daniela zainteresowała się fundacja La Strada, zajmująca się pomocą ofiarom handlu ludźmi. - Daniel powinien nabyć polskie obywatelstwo jako dziecko! Jemu się ono należało z automatu zgodnie z ówczesną ustawą o obywatelstwie - mówi Irena Dawid-Olczyk. I uzasadnia: obywatelstwo należało się Danielowi, jako że był dzieckiem nieznanych rodziców, znalezionym na terenie Polski. - Możemy mu pomóc potwierdzić obywatelstwo lub o nie wystąpić - zapowiada Dawid-Olczyk.

- Nie znam rodziców, nie wiem czy ich mam, nigdy o nich nie myślę. Nie chcę ich znać - słyszymy od Daniela. To Kobylińskich traktuje jak rodzinę. Do pani Ewy Daniel mówi "ciociu". - Bo pewnie nie ma odwagi powiedzieć "mamo". Ale w sms-ach tak właśnie do mnie pisze - mówi pani Ewa. Nie potrafi powstrzymać przy tym łez. - Nikt nie zdoła zastąpić matki, ale ja mu przynajmniej pomogę - dodaje.

Od czerwca Daniel ma otrzymywać rentę. Już w tym tygodniu będzie oglądać mieszkanie, w którym zacznie się usamodzielniać. - Nieważne, jak o mnie mówią: "Rumun", "Cygan", czy "kulawy". Nie załamię się, nie wolno się poddawać. Trzeba żyć jak inni ludzie - mówi Daniel.

podziel się:

Pozostałe wiadomości