Lekarz weterynarii, Wacław Pachecka, działa w dolnośląskim Chojnowie jako hycel. Władze miasteczka mają z nim podpisaną umowę i wzywają, gdy w mieście pojawi się bezdomny pies. Zadaniem weterynarza jest złapanie zwierzęcia, ocena jego stanu zdrowia i przekazanie do schroniska. - Mam 57 lat, kondycję nie najlepszą, słabo biegam. Jeżeli ja dorwę psa używając sprzętu, to on jest chory na pewno. Jeżeli pies jest zdrowy, to ucieka. W warunkach polowych, to ja się za długo bawić nie będę. Stwierdziłem, że pies ma świerzbowiec. Po stwierdzeniu, że pies jest chory i nie nadaje się do leczenia, podjęliśmy decyzję o uśpieniu. Podałem środek usypiający, który się daje przed wszelkimi zabiegami, następnie użyłem „radicala”, to jest sprzęt do zabijania zwierząt – mówi Wacław Pachecka, lekarz weterynarii. - Użył pistoletu do uboju zwierząt, czego nie powinien robić. A tym bardziej bulwersuje fakt, że to zrobił weterynarz - ten, który powinien zwierzętom pomagać – tłumaczy Anna Kozak, prawniczka, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Jaworze. Urządzenie „radical” wygląda jak pistolet bez rękojeści. Służy do zabijania zwierząt w rzeźniach. Lufę przykłada się do głowy zwierzęcia i naciska spust. Prawo mówi jednak jasno - poza rzeźnią można zastrzelić wyłącznie zwierzę dzikie. Na wieść o tym, że weterynarz zabił w ten sposób w środku miasta psa, obrońcy zwierząt złożyli doniesienie o przestępstwie. Ale prokuratura wspólnie z policją umorzyła sprawę argumentując, że lekarz nie znęcał się nad psem. - Brano być może pod uwagę to, że ten pies jest zwierzęciem zdziczałym. To był pies bezpański, który stanowił zagrożenie ze względu na swój stan zdrowia. Myślę, że te okoliczności były brane pod uwagę. Oceniono, że pies przed zadaniem mu śmierci nie cierpiał – mówi Liliana Łukasiewicz, Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Z akt śledztwa wynika, że prokuratura badając sprawę korzystała z opinii powiatowego lekarza weterynarii, który zeznał, że być może weterynarz słusznie podjął decyzję o eutanazji psa. Jednak podczas naszej rozmowy z ekspertem prokuratury okazało się, że śledczy wyrwali jego słowa z kontekstu, a inspektor bardzo krytycznie ocenia zachowanie weterynarza z Chojnowa. - W mojej ocenie było to zachowanie naganne. To nie było uśpienie zwierzęcia tylko zastrzelenie. Taka była moja ocena. Jako lekarz kiedyś praktykujący, nawet nie wpadłbym na taki pomysł - przyznaje Jacek Cichosz, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Legnicy. Co ciekawe, prokuratura - mimo umorzenia śledztwa - uznała, że lekarz mógł postąpić nieetycznie i poleciła zbadać sprawę Dolnośląskiej Izbie Weterynaryjnej. Okazuje się jednak, że mimo sugestii śledczych, Izba nie zrobiła tego od ponad roku. Jej szef twierdzi, że postępując zgodnie z przepisami, czeka na rozstrzygnięcie organów ścigania. - My nie mamy takich mechanizmów jak ma policja i prokuratura. Z doświadczenia wiemy, że czasami policja nieprzychylnie patrzy, jeśli my mieszamy się w ich postępowanie. To jest postępowanie w tej samej sprawie – mówi Wojciech Hildebrand, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Obrońcy zwierząt nie poddali się i zaskarżyli umorzenie. Kilka tygodni temu sąd przyznał im rację i kazał prowadzić śledztwo od nowa. - Istnieją wątpliwości czy ta eutanazja została wykonana w sposób prawidłowy, taki jak to ustawa nakazuje. Powinien tego dokonać lekarz weterynarii, co w tym przypadku nastąpiło, natomiast powinien to zrobić poprzez podanie środka usypiającego, co w tej sprawie chyba nie miało miejsca - mówi Jacek Kielar, prezes sądu w Złotoryi. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Jaworze złożyło wniosek o powołanie biegłego lekarza weterynarii, który oceni, czy zachowanie jego kolegi po fachu było prawidłowe.