Czy to jeszcze ludzie?

To jedna z najstraszniejszych i najbardziej okrutnych zbrodni ostatnich lat. Dwaj młodzi mężczyźni okradli i dusili 21-letnią Annę, a potem jeszcze żywą wyrzucili z pędzącego pociągu. Zabili ją, bo chcieli w ten sposób uczcić urodziny jednego z nich.

Ania mieszkała w Jarkowie, niewielkiej wsi położonej kilkanaście kilometrów od Kołobrzegu. Najstarsza z rodzeństwa, dobra uczennica, inteligentna. Postanowiła zdawać na Akademię Medyczną w Warszawie, chciała zostać farmaceutką. 1 lipca jechała na egzaminy. Wsiadła na dworcu w Kołobrzegu do nocnego pociągu do Warszawy. Nie było w nim wielu pasażerów, Ania siedziała sama w przedziale. Kiedy pociąg zbliżał się do Łowicza, do przedziału weszło dwóch młodych mężczyzn. 23-letni Dariusz M. i o rok młodszy Artur F. na ofiarę czatowali już na dworcu. Jeden z nich miał tego dnia urodziny. Chcieli je uczcić – okradzeniem i zabiciem jakiegoś pasażera. Upatrzyli sobie młodą kobietę, w końcu weszli do jej przedziału. Przedstawili się jako studenci, zaczęli rozmowę, którą Ania podjęła. W końcu zaatakowali. Ukradli telefon, biżuterię i 80 zł. Dziewczyna nie broniła się, miała widocznie nadzieję, że napastnicy szybko odejdą. Ale im było mało. Wyciągnęli Anię na korytarz i wepchnęli do ubikacji. Tam próbowali ją udusić. Zakneblowali jej usta papierowymi ręcznikami i wyrzucili z pędzącego pociągu. Ania jeszcze wtedy żyła. Policja już po kilku dniach zatrzymała pierwszego ze sprawców. Kręcił się na dworcu w Toruniu. Kilka godzin później w ich ręce wpadł drugi mężczyzna. Zatrzymano też trzeciego, i szybko wypuszczono – okazało się, że mordercy namawiali go na dworcu do współudziału w zbrodni, lecz odmówił. - Bandyci byli bardzo zaskoczeni – mówi policjantka, która uczestniczyła w zatrzymaniu. – Wydawało im się, że nie zostaną odnalezieni, że wśród pasażerów pociągu pozostaną anonimowi. Przyznali się do winy od razu po zatrzymaniu. - Mówili o tym tak, jakby opowiadali film – mówi policjant. – Ale nawet nie, bo film wzbudza jednak jakieś emocje. A u nich żadnych emocji nie było. Dla mnie to niewytłumaczalne, jak można do życia człowieka podejść w taki sposób. Obaj mordercy mieli już wcześniej do czynienia z policją. Jeden, to znany policji kieszonkowiec, drugi kręcił się wśród handlarzy narkotyków. Nie utrzymywali od pewnego czasu bliższych kontaktów z rodzinami. Rodzice Dariusza M. z Torunia o tym, co zrobił ich syn dowiedzieli się od reportera UWAGI! - Nic nie wiem, syna ostatni raz widziałem 20 kwietnia – mówi ojciec. – Pan mówi, że to ten wypadek pod Łowiczem? Matka Dariusza, kiedy usłyszała o tym, co się stało, dostała ataku histerii. Ojciec, stary człowiek, był załamany, mówił drżącym głosem, ocierał łzy. - Nie wiem, czemu to się stało – mówi. – Nie czuję się winny. Ja żyłem dla dzieci, po nocach pracowałem, żeby im coś dać. Z nim stale były problemy, był uparty. Nie reagował na słowa, na nic. Nie wiem, skąd w nim ta nienawiść. Ojciec Dariusza M. mówi: - Chciałbym się z nim zobaczyć i zapytać: „Dlaczego to uczyniłeś?”. Arturem do pewnego czasu opiekowała się babka. Mieszka w Nieszawie. Mówi, że był dobrym, uczynnym chłopakiem, wobec kolegów i wobec niej. Ale z czasem zaczęło się to zmieniać. - Jak go coś napadło, to nie można z nim było do przytomności dojść – mówi. Ofiarą dwójki tych wyjątkowych, pozbawionych ludzkich cech, zwyrodnialców stała się dziewczyna, która była ich skrajnym przeciwieństwem. Ania była piękną, szczęśliwą, kochającą życie, życzliwą ludziom dziewczyną. Na wszystkich zdjęciach uśmiecha się. Wideo z balu maturalnego pokazuje wysoką, roześmianą dziewczynę w tańcu. - Zawsze do każdego podchodziła z uśmiechem na twarzy – mówi przez łzy koleżanka Ani. – Każdemu była przychylna. Niedawno przyjechała do Kołobrzegu, opowiadała mi o swoim chłopaku. Była szczęśliwa, mówiła, że chciałaby w wakacje popracować i pojechać do Marcina, żeby z nim być. Przed wyjazdem do Warszawy obiecała ojcu, że szybko wróci i będzie mu pomagać w pracy. Zapakowała duży plecak i pojechała do Kołobrzegu. Tak zapamiętała ją młodsza siostra, do której jeszcze nie dociera, że Ania już nie wróci. - Ona czeka, że Ania wejdzie z wielkim plecakiem – mówi matka Ani. – I powie jej „Cześć siostro!” Ale już nie wejdzie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości