Miasta symbole
Bucza, Irpien, Mariupol to miasta symbole rosyjskiego okrucieństwa. Oficjalnie mówi się o pięciu tysiącach potwierdzonych ofiar, w tym ponad 330 dzieci. Nieoficjalnie zamordowanych mogło zostać dziesiątki tysięcy ukraińskich cywilów.
- Byłam świadkiem, kiedy te wyrzutki społeczne strzelali z okien do ludzi podczas gdy ludzie szli po wodę, dlatego że w budynkach nie było już wody – opowiada jeden ze świadków wydarzeń w Ukrainie.
Pracownicy Instytutu Pileckiego w Warszawie, zaledwie kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie, zaczęli dokumentować wszelkie relacje od osób, które były świadkami morderstw, tortur czy gwałtów rosyjskich żołnierzy. Szacuje się, że z ręki rosyjskich agresorów w samym Mariupolu zginęło ponad 20 tysięcy osób, w większości cywile.
- Reprezentujemy centrum dokumentowania zbrodni wojennych w Ukrainie. Naszym celem jest zebranie świadectw ludzi, którzy ucierpieli wskutek tych zbrodni, albo byli ich bezpośrednimi świadkami – mówi Kateryna Sukhomlynova.
- Zasadą wojny jest to, że mogą się w niej dziać rzeczy spoza granic naszej wyobraźni i trzeba być na to gotowym. Ta wojna ma wyjątkowy charakter, bo po raz pierwszy świat może przekonać się o rosyjskich zbrodniach wojennych. Mamy smartfony, telefony, satelity. Tego Rosjanie nie przewidzieli, że ten obieg informacji będzie tak szybki i dowiemy się dużo na temat ich okrucieństw. To nie znaczy jednak, że wiemy wszystko. Choćby liczba ofiar zapewne jest dużo większa niż oficjalne dane – mówi prof. Magdalena Gawin, dyrektor Instytutu Pileckiego w Warszawie.
Piwnica śmierci
Ataki rakietowe w budynki cywilne uznawane są za zbrodnię wojenną. Mimo to od początku wojny bombardowane są mieszkania, szpitale, szkoły czy dworce kolejowe. Rosjanie nie mają też oporów żeby torturować ukraińskich cywilów, czy strzelać im w plecy.
- Usłyszeliśmy huk i zobaczyliśmy kolumnę czołgów. Obok szli żołnierze. Zobaczyłam, że tam chodzi jakiś chłopiec. On nie krzyczał, nie machał, po prostu chodził tam i z powrotem. W tym samochodzie było troje dzieci, dwoje zginęło na miejscu - jedno miało kule w głowie, drugie postrzał w plecy – relacjonuje świadek wydarzeń.
Zidentyfikowani rosyjscy żołnierze przez blisko miesiąc więzili w ciasnej i dusznej piwnicy kilkuset mieszkańców ukraińskiej wioski Jahidne. Jedenaście osób zmarło z głodu i udusiło się, kolejnych kilkanaście zostało rozstrzelanych. Prokuratura ukraińska prowadzi ponad szesnaście tysięcy śledztw, związanych ze zbrodniami wojennymi, o które podejrzewa się rosyjskich żołnierzy, wielu z nich już udało się aresztować.
- Prokurator generalna Ukrainy poinformowała, że zidentyfikowano 9 rosyjskich katów, którzy zamknęli ludzi w piwnicy śmierci we wsi Jahidne – mówi Katarzyna Górniak, reporterka Faktów TVN.
„Druga Srebrenica”
Taka skala morderstw wojennych nie była znana w Europie, od czasów wojen w byłej Jugosławii. Dlatego nie bez powodu, zbrodnie w Ukrainie określa się mianem drugiej Srebrenicy, gdzie w ciągu pięciu dni serbscy żołnierze zamordowani około ośmiu tysięcy osób.
Jednym z odpowiedzialnych za te zbrodnie był Radislav Krstić. Nie uniknął kary - do dziś przebywa w polskim więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim.
Były dowódca jednostki specjalnej GROM brał udział w operacji zatrzymania jednego z serbskich zbrodniarzy wojennych Slavko Dokmanovica, który został oskarżony o torturowanie, a następnie rozstrzelanie prawie trzystu osób. Czy jego zdaniem sytuacje z terenu byłej Jugosławii można porównać z tym, co dzieje się dziś w Ukrainie?
- W pewnym sensie tak, bo dokonywanie masowych egzekucji, zakopywanie ludzi w anonimowych mogiłach, to wszystko się powtarza na Ukrainie. Ale skala okrucieństwa na Ukrainie jest znacznie większa i trzeba o tym głośno mówić, trzeba napiętnować tych ludzi, stawiać akty oskarżenia i ich osądzać – podkreśla płk. Piotr Gąstał. I dodaje: - To ostrzeżenie dla wszystkich, którzy stoją za takim procederem. Kara może was spotkać, a kraj nie będzie was bronił zawsze. Polityka może się zmienić, a akt oskarżenia pozostanie na zawsze. Tego zbrodniarza [Dokmanovica – red.] złapaliśmy po sześciu latach. Mam nadzieję, że ci, którzy dopuścili się zbrodni na terenie Ukrainy zostaną ukarani.
Trybunał w Hadze
Najważniejszą instytucją, do sądzenia osób oskarżonych o najcięższe przestępstwa jest Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Tam, każdego dnia, sędziowie z całego świata badają sprawy ludobójstwa, zbrodnie przeciwko ludzkości czy inne zbrodnie wojenne. Prezesem Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze od roku jest Polak, profesor Piotr Hofmański.
- Zdarzenia z 24 lutego tego roku dotknęły mnie przede wszystkim jako człowieka i jako Polaka. Jesteśmy blisko tych zdarzeń i zdajemy sobie sprawę, jakie konsekwencje mogą mieć miejsce. Przyzwyczailiśmy się do tego, że mamy pokój. W jednej chwili to runęło i mamy niepewność jutra – podkreśla prof. Hofmański. I dodaje: - W sprawie Ukrainy toczy się śledztwo, wszczęte przez prokuratora na wniosek 42 państw. Wszystko pozostaje w gestii prokuratora. Czy okaże się skuteczny, czy nie, okaże się za jakiś czas.
Prokuratorzy Trybunału byli już w Ukrainie, m.in. w Buczy i Irpieniu. W celu ścigania zbrodni został stworzony również specjalny zespół śledczych, ale takie postępowania mogą trwać latami. Przede wszystkim, aby doszło do procesu, trzeba najpierw aresztować zbrodniarza. Zdecydowanie szybciej działa prokuratura ukraińska – tam już kilku rosyjskich żołnierzy zostało skazanych. Kolejni są poszukiwani.
- Jeśli powstanie akt oskarżenia Trybunału w Hadze i ci ludzie znajdą się na listach oskarżenia to społeczność międzynarodowa będzie ich szukać i dokona aresztowania. Jeśli chodzi o możliwość dokonania tego na terytorium Rosji – szczerze w to wątpię – zaznacza płk. Piotr Gąstał, były dowódca GROM-u.