- 2 października 2006 r. o g. 3 w nocy wybito szybę i wrzucono mi do domu jakąś łatwopalną substancję, która rozprzestrzeniła się natychmiast w części gabinetu – wspomina Tadeusz Gabryel, ojciec Dominiki. 2 października 2006 roku w domy Gabryelów wybuchł pożar, w którym zginęła 10-letnia Dominika. Od tego dnia rodzice dziewczynki nie ustają w wysiłkach, by rozwikłać zagadkę jej śmierci. Państwo Gabryel nie mają wątpliwości, że padli ofiarą podpalenia. - Od samego początku nie chciano znaleźć sprawcy, który był skrzętnie ukrywany przez policję. Ja będę to cały czas podkreślać: zleceniodawcą podpalanie mojego domu jest informator policji. Motywem podpalenia są finanse. Piotr Z. nie chciał oddać mi pieniędzy, które jest mi dłużny. On w tej sprawie odgrażał się wielu moim znajomym, współpracownikom. Zeznania zostały złożone przez te osoby w sądzie. Niestety zostały zlekceważone – twierdzi Tadeusz Gabryel. - My wiemy, kto to zrobił. Dokładnie miesiąc wcześniej osoba ta przeszła tu i włamała się do domu. Mężczyzna odgrażał się mężowi, że oprawi go jak psa. Zadzwoniłam po policję, która przyjechała i interweniowała. Natomiast prokuratura nie widzi związku między tymi dwoma zdarzeniami - dodaje Iwona Gabryel, matka Dominiki. Prokuratura umorzyła śledztwo. - Prokuratura wykonała bardzo żmudne dochodzenie. Mieliśmy kilka kolejnych ekspertyz biegłych. Do końca nie jesteśmy pewni, co było tym zaczątkiem pożaru. Czy była to kwestia zaprószenia pożaru wewnątrz domu czy ingerencja z zewnątrz. Zostało potwierdzone, że decyzja prokuratury o umorzeniu postępowania była decyzją słuszną. Zarówno w ocenie prokuratury jak i sądu okręgowego nie mieliśmy do czynienia z przestępstwem – wyjaśnia Rafał Terlecki, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Gdańsku. Sprawy nie wyjaśniono, chociaż znalazł się świadek, który potwierdził wersję rodziny Gabryelów. - Był wydany wyrok na pana Gabryela i spalenie jego posiadłości. Byłem świadkiem zlecenia zabójstwa osobie, która ma to wykonać. Gdybym nie został aresztowany, prawdopodobnie też brałbym w tym udział. Prosiłem prokuratora o konfrontację, to bym rozpoznał tę osobę, ale powiedziano mi, że to jest zbędne. Pokazano mi zretuszowane stare zdjęcia. Nie rozpoznałem nikogo, bo to były zdjęcia sprzed 10 lat. Gdyby nie zginęło dziecko, to bym się nie odezwał. Ale wiem, co to za uczucie, bo mnie też zginęło dziecko – mówi świadek.