Pan Andrzej był leśniczym w Nadleśnictwie Wielbark na Mazurach. 44-latek zmarł kilka miesięcy temu pozostawiając troje dzieci.
- Tata chorował na serce, dwa razy przeszedł covid, miał też udar, ale o tym wcześniej nie wiedziałem. Ponadto miał dwa zawały. I zmarł – mówi Michał Rydzewski.
- Staramy się wzajemnie wspierać, najtrudniejsze było zaakceptowanie, że taty już nie ma – mówi Aleksandra Rydzewska.
Nakaz opuszczenia leśniczówki
Rodzeństwo niedawno dowiedziało się, że nadleśnictwo chce, by do 31 marca wyprowadzili się z leśniczówki.
- Od Natalii dowiedziałam się, że mamy opuścić dom. Powiedziała, że mamy wyznaczony termin i mamy się wynieść – mówi Aleksandra.
Lasy Państwowe początkowo nie pochyliły się nad losem sierot z leśniczówki zasłaniając się przepisami. Wraz z pojawieniem się mediów znalazły się rozwiązania i dobra wola.
- Mogą tam mieszkać do końca roku, nikt ich stamtąd nie wyrzuci. Mają zapewnienie, podpiszą umowę najmu – mówi Adam Pietrzak, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie. I dodaje: - Dajemy sobie czas na to, by znaleźć w zasobach Lasów Państwowych lokal, do którego dzieci będą mogły się przeprowadzić.
Zdaniem bliskich zmarłego mężczyzna wkrótce miał wykupić leśniczówkę
- Cały czas to mówił. W ubiegłym roku przed szpitalem mówił, że w tym roku będzie miał możliwość wykupu. Powiedział, że po 25 latach pracy leśniczówka jest za grosze – opowiada Irena Rydzewska, babcia rodzeństwa.
Czy dzieci, które mieszkały w leśniczówce całe życie mogą ją wykupić?
- Nieruchomości w Lasach Państwowych dzielą się na zbędne i niezbędne. To jest nowy lokal, przeznaczony na potrzeby miejscowego leśnictwa. Tam się mieści kancelaria i mieszkanie leśniczego. Nie ma możliwości, żeby dzieci docelowo wykupiły ten dom – zaznacza Adam Pietrzak.
- W tym roku mija 16 lat jak jesteśmy w tym domu. Nie chcemy go opuszczać, bo to nasz rodzinny dom – podkreśla Natalia Rydzewska.
- Prawie wszystko w domu zrobił tata. I teraz mamy się stąd wyprowadzać? – denerwuje się Michał.
Najstarsza z rodzeństwa jest 18-letnia Natalia, to ona nagłośniła sprawę.
- Staram się, żeby te dzieci coś miały, bo nie jestem w stanie zapewnić im przyszłości. Na razie myślę tylko o nich, przerwałam szkołę dzienną, żeby o nich zadbać. Żeby coś mieli, jak do tej pory. Jestem ich najstarszą siostrą i jestem za nich odpowiedzialna – mówi.
Problemy z matką
Cztery lata temu rodzice rodzeństwa rozwiedli się, matka dostała eksmisję z leśniczówki i chwilę później słuch po niej zaginał.
- Była taka sytuacja, że mama przy śniadaniu zaszła tatę od tyłu i wsadziła mu nożyczki w skroń. Lekarz powiedział, że gdyby włożyła je 2 centymetry głębiej to już by go nie było – mówi Michał.
- Innym razem miał rozcięty bok, bo wsadziła nóż. Uderzyła go szklaną butelką w czoło – dodaje.
Dzieci stale, niemal od urodzenia, pomieszkiwały u dziadków i dostawały od nich pomoc.
- Zawsze pomagałam i będę pomagać – deklaruje pani Irena.
- Wciąż jeszcze pozostaje sprawa spadkowa. Jest tam dużo komplikacji. Do spłaty zostało zadłużenie. Chodzi o 310 tys. zł. Skąd się to wzięło, to chyba tylko tata to wiedział. Nie mam pojęcia z czego mielibyśmy to spłacić – mówi Natalia.
Pomoc dla dzieci koordynuje Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Szczytnie. Numer telefonu to 89 624 97 10.
Odcinek 7376 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: wg
Reporter: Edyta Krześniak