Czy Rafał musiał zginąć?

Bezmyślność dorosłych doprowadziła do śmierci 12-letniego Rafała. Przygniótł go beton z niezabezpieczonego kręgu, stojącego na terenie ośrodka dla dzieci. Dyrekcja ośrodka nie czuje się winna, choć nadzór budowlany uważa, że to ona powinna wcześniej usunąć betonowy krąg.

Tydzień temu 12-letni Rafał bawił się z kolegami nieopodal placu zabaw na terenie specjalnego ośrodka dla dzieci upośledzonych umysłowo w Kozicach Dolnych koło Lublina. Bawili się w betonowym kręgu. To było popularne miejsce zabaw dzieci, które wykorzystywały go jako huśtawkę. Przez ponad dwa lata krąg stał niezabezpieczony, choć wyraźnie widać było na nim pęknięcia. - Krąg rozpadł się na pięć kawałków – mówi Zbigniew Wesołowski, ojciec Rafała. – Został kawałek z podstawy, a to, co było na górze, cały ten beton, zawaliło się na Rafała. Koledzy Rafała rzucili się, by go ratować. Chłopiec wstał, zrobił kilka kroków i upadł. Na miejsce wypadku natychmiast przyleciał helikopter ratowniczy. Stan chłopca był ciężki, Rafał miał rozległy krwotok wewnętrzny. Mimo intensywnej reanimacji, zmarł w szpitalu. Według pracowników nadzoru budowlanego dyrekcja ośrodka, na którego terenie znajdował się niebezpieczny krąg, powinna była go usunąć. Tymczasem od dwóch lat był on dostępny dla każdego. Dzieci chętnie się w nim bawiły. - Jakie dzieci? – dziwi się Maria W., dyrektorka Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego w Kolonii Kozicach Dolnych. – Nasze dzieci się tu nie bawiły. Nie jestem odpowiedzialna za wszystkich, którzy tutaj wchodzą. Uważałam, że to jest bezpieczne. Dyrektorka nie poczuwa się do winy. Również starosta, któremu podlega, nie dopatruje się w całej sprawie uchybień ze strony dyrekcji ośrodka. - Nikt wcześniej nie zgłaszał niebezpieczeństwa – mówi Mirosław Król, starosta świdnicki. – Gdyby tę sytuację oceniono powszechnie jako niosącą niebezpieczeństwo, to do dyrekcji ośrodka dotarłyby monity. Gdyby dyrekcja je zlekceważyła, można byłoby mówić o jej winie. Trudno teraz kogokolwiek wskazywać. Przyczyny wypadku bada policja. Bliscy i koledzy Rafała nie mogą pogodzić się z tym, co się stało. - Śni mi się, że wyciągnąłem go z tego, a on wstał i poszedł ze mną do domu – mówi Radek Wilkołek, kolega Rafała.

podziel się:

Pozostałe wiadomości