Po wejściu do Unii Europejskiej spora część polskiej floty rybackiej została zezłomowana a wiele osób związanych z rybołówstwem straciło pracę. Trudną sytuację na pomorzu miał poprawić unijny program, który zakładał przekazanie miliarda złotych dotacji na aktywizację mieszkańców tych terenów. Rozdawaniem pieniędzy zajęły się Lokalne Grupy Rybackie - stowarzyszenia, które określiły, kto może liczyć na pieniądze. - Są to niejako pieniądze nieprzeznaczone ściśle dla samego sektora, ale przeznaczone na rozwój jakości życia na terenie, na którym zamieszkują rybacy. Teoretycznie można założyć, że może być realizowany prawie każdy projekt - mówi Janusz Wrona z Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa. Kołobrzeg to jeden z najbardziej znanych nadmorskich kurortów. Dysponuje ogromną liczbą miejsc noclegowych, ale w sezonie nie zawsze są one w pełni wykorzystane. Tutejsza grupa rybacka dostała ponad 30 milionów złotych, by wspierać projekty, dzięki którym miasto ma być bardziej atrakcyjne nie tylko dla turystów. - Moim i mojego narzeczonego zamysłem było postawienie w porcie namiotu sferycznego pod garażowanie statków, jak również na przykład do wyremontowania jednostki. Dostałam też zgodę Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji na wydzierżawianie plaży pod na przykład wesela. Jednak według Lokalnej Grupy Rybackiej nie było to niczym nowym. Ostatecznie mój projekt przegrał z kolejnymi miejscami noclegowymi - opowiada Karolina Bertman. Według kryteriów ustalonych przez Lokalne Grupy Rybackie - największe szanse na unijne pieniądze miały projekty innowacyjne, zmniejszające bezrobocie i gwarantujące działalność nawet poza sezonem. Słowińska Grupa Rybacka zgodziła się wydać tymczasem ponad milion złotych na projekty, mające niewiele wspólnego z tymi kryteriami. Poza tym osoby związane bezpośrednio z kierownictwem Słowińskiej Grupy Rybackiej przyznały sobie nawet kilkusettysięczne dotacje - w sumie to ponad trzy miliony złotych. Wśród tych, którzy przekonali komisję oceniającą do swojego wniosku znalazł się Robert Klusek - armator i biznesmen - jeden z założycieli Słowińskiej Grupy Rybackiej. On także zajmuje się oceną wniosków o dotacje. - My sobie nawzajem pieniędzy nie przyznajemy. Tutaj miejscowi ludzie wiedzą, co potrzebują i wydaje mi się, że to jest dobre - przekonuje Robert Klusek ze Słowińskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. To nie jedyny przypadek, kiedy osoba bezpośrednio związana z lokalną grupą rybacką otrzymała dotacje. Tak jest również w innych grupach, bo przepisy pozwalają, aby wnioski o unijne pieniądze składali członkowie komisji, która jednocześnie przyznaje te dotacje. - Każdorazowo są podpisywane oświadczenia o bezstronności i nie ma takiej możliwości, żeby człowiek komitetu oceniał swój wniosek. Oceniają go jego koledzy. Uważam, że jest to etyczne. Sam fakt, że oni w jakiś sposób się znają, nie jest żadną przeszkodą do tego, żeby oni nie mogli dokonać dobrej oceny - twierdzi Maciej Karaś,prezes Słowińskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. Dziś w Brukseli toczy się właśnie debata o przyszłym budżecie Unii Europejskiej. Nasi politycy starają się uzyskać jak najwięcej dla Polski z przyszłych miliardów Euro na następne siedem lat...