Czy o unijnych dotacjach zadecydowały znajomości?

TVN UWAGA! 3627014
TVN UWAGA! 136213
Jak dzięki unijnym dotacjom poprawić kondycję swojej firmy albo założyć nowy biznes? Okazuje się, że dobry pomysł to za mało, by dostać unijne pieniądze. Bardziej niż innowacyjność i przedsiębiorczość liczą się znajomości. Takie wrażenie można odnieść przyglądając się działalności Lokalnych Grup Rybackich.

Po wejściu do Unii Europejskiej spora część polskiej floty rybackiej została zezłomowana a wiele osób związanych z rybołówstwem straciło pracę. Trudną sytuację na pomorzu miał poprawić unijny program, który zakładał przekazanie miliarda złotych dotacji na aktywizację mieszkańców tych terenów. Rozdawaniem pieniędzy zajęły się Lokalne Grupy Rybackie - stowarzyszenia, które określiły, kto może liczyć na pieniądze. - Są to niejako pieniądze nieprzeznaczone ściśle dla samego sektora, ale przeznaczone na rozwój jakości życia na terenie, na którym zamieszkują rybacy. Teoretycznie można założyć, że może być realizowany prawie każdy projekt - mówi Janusz Wrona z Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Rolnictwa. Kołobrzeg to jeden z najbardziej znanych nadmorskich kurortów. Dysponuje ogromną liczbą miejsc noclegowych, ale w sezonie nie zawsze są one w pełni wykorzystane. Tutejsza grupa rybacka dostała ponad 30 milionów złotych, by wspierać projekty, dzięki którym miasto ma być bardziej atrakcyjne nie tylko dla turystów. - Moim i mojego narzeczonego zamysłem było postawienie w porcie namiotu sferycznego pod garażowanie statków, jak również na przykład do wyremontowania jednostki. Dostałam też zgodę Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji na wydzierżawianie plaży pod na przykład wesela. Jednak według Lokalnej Grupy Rybackiej nie było to niczym nowym. Ostatecznie mój projekt przegrał z kolejnymi miejscami noclegowymi - opowiada Karolina Bertman. Według kryteriów ustalonych przez Lokalne Grupy Rybackie - największe szanse na unijne pieniądze miały projekty innowacyjne, zmniejszające bezrobocie i gwarantujące działalność nawet poza sezonem. Słowińska Grupa Rybacka zgodziła się wydać tymczasem ponad milion złotych na projekty, mające niewiele wspólnego z tymi kryteriami. Poza tym osoby związane bezpośrednio z kierownictwem Słowińskiej Grupy Rybackiej przyznały sobie nawet kilkusettysięczne dotacje - w sumie to ponad trzy miliony złotych. Wśród tych, którzy przekonali komisję oceniającą do swojego wniosku znalazł się Robert Klusek - armator i biznesmen - jeden z założycieli Słowińskiej Grupy Rybackiej. On także zajmuje się oceną wniosków o dotacje. - My sobie nawzajem pieniędzy nie przyznajemy. Tutaj miejscowi ludzie wiedzą, co potrzebują i wydaje mi się, że to jest dobre - przekonuje Robert Klusek ze Słowińskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. To nie jedyny przypadek, kiedy osoba bezpośrednio związana z lokalną grupą rybacką otrzymała dotacje. Tak jest również w innych grupach, bo przepisy pozwalają, aby wnioski o unijne pieniądze składali członkowie komisji, która jednocześnie przyznaje te dotacje. - Każdorazowo są podpisywane oświadczenia o bezstronności i nie ma takiej możliwości, żeby człowiek komitetu oceniał swój wniosek. Oceniają go jego koledzy. Uważam, że jest to etyczne. Sam fakt, że oni w jakiś sposób się znają, nie jest żadną przeszkodą do tego, żeby oni nie mogli dokonać dobrej oceny - twierdzi Maciej Karaś,prezes Słowińskiej Lokalnej Grupy Rybackiej. Dziś w Brukseli toczy się właśnie debata o przyszłym budżecie Unii Europejskiej. Nasi politycy starają się uzyskać jak najwięcej dla Polski z przyszłych miliardów Euro na następne siedem lat...

podziel się:

Pozostałe wiadomości