Kiedy otrzymujemy receptę od lekarza nie zastanawiamy się, czy przepisany lek jest dla nas najlepszy. I słusznie, bo po prostu wierzymy lekarzom. Część z nich ordynuje jednak leki, bo kieruje się lojalnością wobec firm farmaceutycznych. Dobro pacjenta wydaje się być dla nich mniej istotne. Magister farmacji Agnieszka Rogalska-Białek sprzedaje leki od 20 lat. Jej zdaniem przez ostatnie 3 lata można obserwować wzrost sprzedaży antybiotyków. - Widzę, że zdecydowanie więcej zamawiamy i wydajemy antybiotyków –mówi. – Lekarze więcej ich wypisują. Szczególnie u dzieci. Profesor Waleria Hryniewicz, epidemiolog z Narodowego Instytutu Leków, zajmuje się badaniem oporności bakterii na antybiotyki. Jej zdaniem niefrasobliwe i nadmierne stosowanie tych leków powoduje, że już w tej chwili brak antybiotyków do leczenia niektórych zakażeń bakteryjnych. - Pojawiły się u nas niebezpieczne zjawiska, które wymagają natychmiastowych działań – mówi pani profesor. Uważa, że lekarze powinni bezwzględnie uzależniać podanie antybiotyku od wyniku specjalnego badania, które sprawdza, czy przyczyną choroby są bakterie, czy coś innego. - Najczęstszym błędem w praktyce pozaszpitalnej jest przepisywanie antybiotyku na leczenie zakażeń, które są ewidentnie wirusowe – mówi prof. Hryniewicz. – Jeśli chodzi o pospolite zapalenie gardła: 90-80% tych zakażeń to wirusy. Antybiotyk jest więc niepotrzebny. Za nadmiernym stosowaniem antybiotyków może stać nie tylko niefrasobliwość lekarzy. Dziennikarka „Rzeczpospolitej” dotarła do raportu, z którego wynika, że co trzecia recepta na antybiotyk została wypisana z powodu powiązań lekarza z firmą farmaceutyczną. - 80 procent lekarzy mówiło, że uczestniczyło lub uczestniczy w programie lojalnościowym – mówi Sylwia Szparkowska, dziennikarka „Rzeczpospolitej”. – Są to programy, w których za wypisanie danej liczy recept lekarz dostaje jakiś bonus. Raport na temat relacji między lekarzami a przedstawicielami firm farmaceutycznych zawiera szokujące dane. Z lektury można wywnioskować, że lekarze wypisują recepty, bo lubią przedstawiciela medycznego. Z analizy raportu wynika, że prawie połowa lekarzy uczestniczyła w badaniach obserwacyjnych leków, które są tylko przykrywką do otrzymania wynagrodzenia za wypisywanie recept. W raporcie bez ogródek opisywane są sposoby kontaktów z lekarzami. Padają takie określenia jak: wizyta typu kontrakt, wynagrodzenie dla lekarza i marketing transakcyjny. - Lekarz ma sprawdzać jak działa już zarejestrowany lek u jego pacjentów – objaśnia Sylwia Szparkowska. – Te badania przydają się faktycznie wyłącznie firmie, która produkuje ten lek. Pacjent nie ma z nich żadnej korzyści. To jest bardziej forma przywiązania lekarza do tego, by wypisywał recepty na konkretny lek. Zwróciliśmy się do kilku firm farmaceutycznych z prośbą o rozmowę z ich przedstawicielami medycznymi. Nikt nie chciał umożliwić nam takiego spotkania; oferowano za to wywiad z osobami zajmującymi się kontaktem z mediami. Otwartość deklarowana przez reprezentantów firm farmaceutycznych okazała się później tylko pozorna. W efekcie nie mogliśmy spotkać się przed kamerą z żadnym z pracowników firm do których się zwróciliśmy. Miejsce pracy przedstawicieli medycznych to przychodnie i szpitale. Korupcyjny charakter wizyt przedstawicieli dostrzeżono nawet w Ministerstwie Zdrowia. W ubiegłym roku wprowadzono ograniczenia w kontaktach lekarzy z reprezentantami koncernów farmaceutycznych. Obecnie takie spotkania powinny odbywać się poza godzinami przyjęć pacjentów i za zgodą dyrektora ośrodka zdrowia. - Kiedyś przedstawiciele mieli przychodzić faktycznie tylko po godzinach pracy – mówi dr Małgorzata Chmielewska, lekarz internista. – Ale ciężko było to wyegzekwować. Zdarzało się, że siadali między pacjentami i grzecznie czekali. Wchodzili nierozpoznawalni. Bywało też tak, że wchodzili bez pytania. To powodowało czasem zgrzyty i kontrowersje wśród pacjentów. Teraz spotkania są po godzinach pracy i to lekarz decyduje, czy spotka się z przedstawicielem. Doktor Małgorzata Chmielewska jest kierowniczką przychodni na warszawskim osiedlu. Przyznaje, że nie raz zdarzało się, że przedstawiciele firm farmaceutycznych usiłowali ja korumpować, wymuszając wypisywanie recept. - Czasami zdarzają się też tzw. wizyty podwójne – opowiada. – Przychodzi przedstawiciel ze swoim szefem i pytają ile mogłabym recept na dany lek wypisać. Takie pytania są niedopuszczalne. Również w przychodni, którą kieruje dr Dariusz Marek Sarti wprowadzano ograniczenia spotkań lekarzy z przedstawicielami medycznymi. Obecnie chęć odbycia takich spotkań zadeklarowało u niego około 60-ciu firm farmaceutycznych. - Nie możemy zachowywać się jak małpy i wypisywać co nam każą – mówi wspomniany dr Sarti, chirurg i szef Centralnej Wojskowej Przychodni Lekarskiej CePeLek w Warszawie. – Tutaj trzeba ogromnej rozwagi i doświadczenia. Zwłaszcza starsi stażem lekarze nie ulegają pokusom, np. wycieczek, jak w programach lojalnościowych. Należy zawsze kierować się własnym sumieniem, własną wiedzą medyczną. Według prawa i kodeksu etyki lekarskiej zobowiązywanie lekarza do ordynowania leków określonej firmy jest bezprawne. Mimo to szkolenia przedstawicieli medycznych zawierają materiały, które świadczą o korumpowaniu lekarzy. Z pozyskanych przez nas materiałów wynika, że firmy farmaceutyczne często oczekują od lekarzy by zapisywali określonej liczbie pacjentów leki swojej firmy. Nie dotyczy to tylko antybiotyków, ale także innego rodzaju leków i firm produkujących i dystrybuujących je. Poprosiliśmy o wyjaśnienia w sprawie sposobu szkolenia przedstawicieli dyrektora firmy, której nazwa jest w dokumentach. Przyszliśmy na umówione spotkanie. Na miejscu okazało się, że nie zostaliśmy wpuszczeni do siedziby firmy. Wobec odmowy spotkania, przekazaliśmy pismo z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Po kilkunastu minutach uzyskaliśmy odpowiedź. Wynika z niej, że dyrektor nie spotka się w obecności kamery, dopóki nie pokażemy mu kompromitujących firmę materiałów szkoleniowych. O tym jak wygląda praca przedstawiciela medycznego w jednej z firm farmaceutycznych, opowiedział nam mężczyzna, który odbył tam szkolenie. - Trwało trzy tygodnie. Pierwszy z nich spędziliśmy w biurze firmy w Warszawie – opowiada. – Dowiadywałem się szczegółów o lekach i jak mają wyglądać wizyty u lekarzy. Uczono mnie, że każda wizyta u lekarza powinna się skończyć efektem, czyli zobowiązaniem się lekarza do „ustawienia” pacjentów na dany lek. Cały mechanizm wydawał mi się bardzo nieetyczny. Dlatego nie chciałem pracować w tym zawodzie. O firmie, której materiały znaleźliśmy, było głośno już 2 lata temu, gdy w programie TVN Fakty ujawniono istnienie programu lojalnościowego dla lekarzy. Polegał on na oferowaniu medykom, którzy wypisywali recepty na leki tej firmy, prezentów ze specjalnego katalogu. Sprawą miał zająć się prokurator, jednak do tej pory firma nie poniosła żadnych konsekwencji za usiłowanie korumpowania lekarzy. Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, mówi że nie każde spotkanie lekarza z przedstawicielem jest patologiczne, kryminogenne, lecz i tak trzeba takie sytuacje ograniczać. Samorząd lekarski potępia lekarzy, którzy ordynują leki ze względu na dobre relacje z przedstawicielami medycznym. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej przyznaje jednak, że firmy farmaceutyczne są jedynym podmiotem zainteresowanym finansowaniem kształcenia lekarzy. - Lekarz ma obowiązek etyczny i prawny doskonalenia zawodowego o pewną ilość punktów edukacyjnych w określonym czasie. Ma to zrobić w prywatnym czasie u i za własne pieniądze. Wtedy pojawiają się sponsorzy. Naturalnie są to firmy farmaceutyczne; ten sponsoring musi być obwarowany szeregiem ograniczeń i musi być ostrożny – mówi Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Czy firmy farmaceutyczne korumpują lekarzy? Wiele wskazuje na to, że tak może być. Pozostaje nam ufać, że nasz lekarz nie dał się przekonać przedstawicielowi.