Cztery lata – cztery klapsy, osiem lat – osiem klapsów

TVN UWAGA! 3630907
TVN UWAGA! 135259
Bicie do nieprzytomności, rzucanie o ścianę, uderzenia, które niejednego dorosłego zwaliłyby z nóg. Tak wyglądały ostatnie święta czteroletniego Kacpra z Bytomia, który w tej chwili walczy o życie w szpitalu. Dziś UWAGA! na żywo z dzielnicy Bobrek w Bytomiu.

- Chwilę po północy pogotowie powiadomiło komendę, że z mieszkania karetka pogotowia zabrała czteroletniego chłopczyka do szpitala do Chorzowa. Dziecko było w stanie krytycznym, a obrażenia świadczyły o tym, że zostało pobite. Do mieszkania udali się policjanci. Zatrzymali 65-letnią kobietę oraz 26-letniego mężczyznę. W szpitalu w Chorzowie została zatrzymana 28-letnia matka chłopca – mówi mł. asp. Tomasz Bobrek, rzecznik prasowy KMP w Bytomiu. 26-letni Henryk D., ojczym Kacpra, tak dotkliwie pobił chłopca, że ten stracił przytomność. Zanim matka zadzwoniła na pogotowie minęły dwie godziny. W tym czasie, wspólnie z konkubentem, szukała informacji w internecie jak pomóc dziecku. Oboje zdecydowali się wezwać pomoc dopiero, gdy stan Kacpra był krytyczny. - Czteroletni Kacper trafił do nas w bardzo ciężkim stanie, nieprzytomny, z wieloma urazami wielomiejscowymi dotyczącymi głównie narządów wewnętrznych. On był prawdopodobnie wielokrotnie bardzo mocno bity przez najbliższe osoby. Dziecko nosiło ślady wcześniejszego pobicia – mówi dr Piotr Marszołek, Chorzowskie Centrum Pediatrii i Onkologii. Iwona G. z bezrobotnym Henrykiem D. związała się półtora roku temu. Zamieszkali u jego matki wraz z trójką jej dzieci. Henryk D. był kolejnym partnerem Iwony G. Ona sama wychowywała się w patologicznej rodzinie. Przez lata nie wiedziała nawet, że ma siostrę, która została odebrana rodzicom, gdy Iwona G. była jeszcze małym dzieckiem. Kiedy kobiety spotkały się po latach, siostra widząc, że sytuacja Iwony jest trudna, próbowała ją wspierać. - Miała nowego partnera, którego ciężko było zaakceptować. Nie mogłam nieć do niego nic konkretnie, po prostu był „leserem”. A taki mężczyzna nie ma dla mnie racji bytu, przynajmniej nie dla kobiety, która ma trójkę dzieci. Od początku prosiłam ją, żeby poszła do szkoły, zdobyła zawód, poszła do pracy. Nie może być wymówką to, że ma się troje dzieci. Ale widoczniej jej się nie chciało, wolała wziąć pieniądze z opieki. Dziecko to jest taka fajna skarbonka, kura znosząca złote jajka. Wystarczy im pajda chleba, a można wziąć za nie krocie – uważa Aneta, siostra Iwony G. Po aresztowaniu Iwony G. i Henryka D., starsze rodzeństwo pobitego chłopca: pięcioletnia Maja i ośmioletni Angel, zamieszkało u jej koleżanki. Pani Natalia jest matką chrzestną dzieci i najbliższą przyjaciółką rodziny. Często bywała u nich w domu. - Nigdy nie widziałam tam objawów agresji i przemocy. Jak tam przychodziliśmy, dzieci chętnie się bawiły, rozmawiali z nami, dzieci nigdy nie szarpali - mówi Natalia Jędrysik, przyjaciółka Henryka D. i Iwony G. Iwona G. i jej konkubent mieszkali u jego matki. Dzielili z nią jeden pokój przedzielony meblościanką, mieli wspólną kuchnię. Aż trudno uwierzyć, że w takich warunkach mieszkało sześć osób, w tym troje dzieci. Matka Henryka D., 65-letnia Irena D., również usłyszała zarzuty. Prokuratura uznała, że musiała widzieć i wiedzieć, że syn z synową znęcają się nad Kacprem i pozostałymi dziećmi. - Syn nie bił cały czas dzieci, to zależy. Ale Kacper, w któryś dzień, to nawet na mnie się rzucał. A ona później go uspokajała. Sama też go zbiła. Prawdopodobnie Kacper jakieś ataki musiał dostawać. On bił, gryzł, kopał, on się normalnie rzucał. Ja mu wtedy nic nie robiłam, tylko jak Mai krzywdę zrobił czy jak brzydkie słowo powiedział, to wtedy go zbiłam. Paskiem. Ile ma lat? Cztery lata, to cztery paski. A Angelo ma 8 lat, to dostawał osiem razy. A Maja to tylko klapsiki, bo ona nieraz psociła, ale ona nie była bita, ona była grzeczna. Ona nawet dostała paczkę na Mikołaja. A dzieci nie dostały – opowiada babcia dzieci. - Trudno w tym momencie jest szukać winnych. Tego typu sytuacje mają miejsce i nie jesteśmy w stanie każdej zapobiec. Gdybyśmy mieli sygnał, że do takiego zdarzenia może dojść, na pewno byśmy reagowali. Nie było żadnych zgłoszeń – mówi Rafał Szpak, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bytomiu. - Iwona wszystko taiła. Jest skryta osobą i chyba nie chciała słuchać morałów. Bała się też, że starci dzieci, więc nikomu nic nie mówiła – dodaje Aneta, siostra Iwony G. Bytom - miasto niegdyś liczące 270 tys. mieszkańców. Po zamknięciu kopalń i likwidacji wielu zakładów zaczęło pustoszeć. W przeciągu kilku lat miasto opuściło ok. 100 tys. mieszkańców, bezrobocie sięga tu ponad 20 procent. Dzielnica Bobrek, w której mieszkała Iwona G., ma złą sławę, głównie z powodu wysokiej przestępczości. Wiele osób zamieszkujących ten rejon to podopieczni Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej - podobnie jak Iwona G., która co miesiąc otrzymywała kilkaset złotych zasiłku rodzinnego. O dodatkową pomoc nie starała się, bo to skutkowałoby wizytami pracownika ośrodka. A ten bez wątpienia wystąpiłby o odebranie dzieci, które były jednym z podstawowych źródeł dochodu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości