Największy i najstarszy cmentarz dla zwierząt działa pod Warszawą od 19-tu lat. Do dziś dnia pochowano na nim ponad sześć tysięcy zwierząt. - Nie wyobrażam sobie żebym poddała moje zwierzę utylizacji. Ja jestem bardzo zadowolona, że takie miejsce powstało - mówi Ewa Kazimierska. - Dla każdego człowieka, który miał psa, kota lub inne zwierzę, był człowiekiem wrażliwym i przywiązanym, każde zwierzę to członek rodziny. Jak człowiek umiera to chowamy go na cmentarzu, nie w lesie, tylko na cmentarzu, przychodzimy, pamiętamy - dodaje Anna Chędyńska. Państwo Marzena i Janusz Mazurkowie 6 lat temu, na cmentarzu dla zwierząt, pochowali swojego psa Boya. Miał 12 lat. - Jego śmierć zbiegła się z naszą przeprowadzą do nowego domu. Umarł dziesiątego, a my jedenastego się sprowadzaliśmy. Na dzień przed mięliśmy pogrzeb Boy-ciuńka. To było łzy, i łzy, i łzy - opowiada pani Marzena. Małgorzata Wojciechowska i Zbigniew Mielcarz, dziś właściciele Maxa, 10 lat temu na cmentarzu dla zwierząt pochowali jego poprzednika - Ramzesa. - Zupełnie nie byliśmy przygotowani odejście Ramzesa. To się stało nagle, zachorował, wszyscy rozłożyli ręce i nie wiadomo było o co chodzi. Bardzo ciężko było. W domu była taka pustka jakby wszyscy wymarli - wspomina pan Zbigniew.