Pani Grażyna przez kilka lat nie mogła znaleźć pracy. Zdecydowała się na wyjazd za granicę. W internecie znalazła ogłoszenie. Miała opiekować się starszymi osobami w Niemczech. Do pracy przyjęto ją błyskawicznie, a umowę z firmą przywiózł jej do domu kurier.
- Przyjechał bus. Nie powiedziano mi, gdzie jadę, tylko, że jadę do starszej pani, która ma 96 lat. Zajechałam na miejsce i zobaczyłam ogromny gmach, to był dom starców – mówi Grażyna Świderska.
Kobieta zajmowała się podopieczną przez półtora roku.
- Była miła i serdeczna, kochała naszego Chopina. Robiłam jej zakupy, śniadania, obiady i kolacje. Razem spędzałyśmy święta, dwa razy spędzałyśmy razem Sylwestra. Byłam zadowolona aż do momentu, kiedy zachorowałam.
Udar
Pani Grażyna pewnego wieczoru zasłabła i nie była w stanie się poruszać. Okazało się, że dostała udaru. Przewieziono ją do pobliskiego szpitala. Gdy zaczęła wracać do zdrowia, dowiedziała się, że została zwolniona z pracy. Kilkakrotnie próbowała ustalić, z jakiego powodu. Bezskutecznie.
Po pewnym czasie pani Grażyna dowiedziała się, że jej ubezpieczenie w ZUS-ie skończyło się na dzień przed chorobą. Według przepisów pracodawca powinien wyrejestrować ją w ciągu 7 dni od zwolnienia. Zrobił to po dwóch miesiącach z wsteczną datą.
- Siedmiodniowy termin został przekroczony. Płatnik składek zgłosił, że była ubezpieczona do 26 kwietnia. Natomiast 27 kwietnia, dzień przed chorobą, nie była już ubezpieczona – mówi Piotr Olewiński, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa mazowieckiego.
Na dodatek okazało się, że firma, która ją zatrudniała nigdy nie płaciła za nią ubezpieczenia chorobowego.
- Nie jest ono obowiązkowe w przypadku zleceniobiorców. A właśnie nim była pani Grażyna. Płatnik składek rozpoczynając współpracę z panią Grażyną powinien zapytać się, czy chciałaby zostać zgłoszona do ubezpieczenia chorobowego – zaznacza Olewiński.
- Mówili, że będę miała pełne ubezpieczenie. Zawsze pracując na umowę o pracę miałam wszystkie świadczenia – mówi Świderska.
Brak takiego ubezpieczenia oznacza niemożność wypłaty zasiłku chorobowego i świadczenia rehabilitacyjnego.
- Te dwa świadczenia łącznie mogą trwać nawet półtora roku. To długi okres, dużej pomocy finansowej w razie wystąpienia choroby – mówi Olewiński.
Rodzina niemieckiej podopiecznej pani Grażyny nie przedłużyła współpracy z polską agencją. Jest zbulwersowana postępowaniem polskiego pracodawcy. Córka staruszki wspiera panią Grażynę w sporze z agencją, która ją zatrudniała.
- Jestem bardzo zawiedziona. W Niemczech takie coś nie miałoby miejsca. To jest oszustwo – przekonuje Heike Astrid Kuntze, córka podopiecznej pani Grażyny.
Pani Grażyna po udarze dochodzi do siebie. Jednak lekarze stwierdzili, że musi mieć kolejną operację. Wykryto, że ma jeszcze poważną wadę serca oraz tętniaka.
- Synowie kupują mi jedzenie i biorą na siebie rachunki - przyznaje kobieta.
„Polskie opiekunki są tanią siłą roboczą”
Poprosiliśmy o pomoc specjalistę do spraw opieki nad osobami starszymi. Zajmuje się on pomocą opiekunkom delegowanym do Niemiec, które czują się oszukane przez pracodawcę.
- To częsty przypadek wśród opiekunek osób starszych. Wynika to z tego, że te firmy często nie zawierają umów o pracę, pewnie z czysto ekonomicznego punktu widzenia – mówi Adam Rogalewski z punktu konsultacyjnego dla delegowanych do pracy do Niemiec opiekunek osób starszych.
Jak wygląda mechanizm zatrudniania opiekunek? Takie osoby, zaczynają pracę od rozdawania ulotek reklamujących agencję, która je zatrudnia. Pani Grażyna rozdawała je przez kilka dni. Po tym czasie firma może wykazać, że kobieta jest jej zleceniobiorcą i może oddelegować ją do Niemiec. To pozwala jej płacić składki ZUS-owskie w Polsce, a nie w Niemczech i w ten sposób zaoszczędzić pieniądze.
- Polskie opiekunki są tanią siłą roboczą. Agencje zauważyły, że jest popyt na opiekunki w Niemczech i trzeba je jakoś rekrutować i wysyłać. Ale podejście nie różni się niczym od przymusowych obozów pracy we Włoszech, gdzie Polacy byli zmuszani do pracy przy zbiorze pomidorów – uważa Adam Rogalewski.
Wątpliwości, które powstały w tej sprawie zamierza wyjaśnić ZUS.
- Wezwiemy płatnika składek na przesłuchanie. Chcemy dowiedzieć się, co było przyczyną takiego złożenia dokumentów i czemu zostały złożone po terminie – mówi Olewiński.
Podczas rozmowy z naszym dziennikarzem prezes firmy zapewnił nas, że będzie sprawę wyjaśniał i że potrzebuje trochę czasu, aby przeanalizować wszystkie dokumenty. Nie zgadza się jednak z oskarżeniami pani Grażyny. Jednocześnie stwierdził, że nie rozumie obaw kobiety, a także tego, że w swoje sprawy wciąga dziennikarzy i telewizję.
Prezes firmy przesłał też oświadczenie.