30-letnia Małgorzata M. mieszkała w małym domku na przedmieściach Opola razem z 42-letnim mężem. Nie utrzymywali kontaktów z sąsiadami. Sześć miesięcy temu urodziła się im córka. Rodzice troskliwie opiekowali się dzieckiem, regularnie przychodzili z nim do poradni dziecięcej. Jednak wkrótce stan zdrowia chorującej od 11 lat na schizofrenię Małgorzaty M. gwałtownie się pogorszył - Po urodzeniu dziecka nie kontynuowała leczenia – mówi Ewa Janiuk, położna rodzinna. – Rodzina prosiła o wparcie, by kontynuować leczenie. Pani M. znalazła się w szpitalu, dziecko pod opieką ojca. Jednak już po dwóch tygodniach Małgorzata M. opuściła szpital i wróciła do domu. Raz na kilka tygodni miała stawiać się w przychodni zdrowia psychicznego i relacjonować lekarzowi, czy bierze leki. Nikt nie kontrolował, czy ciężko chora kobieta wychowująca maleńkie dziecko przyjmuje lekarstwa. - Nie jest nawet teoretycznie możliwe, by sprawować nadzór nad wszystkimi pacjentami – mówi Maria Waloszek – Brzozoń, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu. – Zawsze może zdarzyć się, że ktoś przerwie leczenie. Znam wiele przypadków, gdy chora osoba była pod opieką lekarza, brała leki, a mimo to doszło do tragedii. Domu państwa M. nie odwiedziła także pielęgniarka środowiskowa. Sąsiedzi rodziny już na kilka tygodni przed tragedią zauważyli, że z Małgorzatą M. dzieje się coś bardzo niedobrego. - Jej zachowanie było bardzo dziwne – mówi pani Dagmara, sąsiadka Małgorzaty M. – Wystraszona, spłoszona, miała obłęd w oczach. W końcu doszło do tragedii. Pod nieobecność męża, Małgorzata M. zadała kilkadziesiąt ciosów nożem swojej sześciomiesięcznej córeczce. W mediach pojawiła się informacja, że dziecko miało odciętą głowę, jednak z uwagi na drastyczne okoliczności zbrodni prokuratura nie chce potwierdzić tej informacji. - Wrażenie było szokujące – mówi Halina Żyła, dyrektor Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego. – Zespół karetki nie chce rozmawiać na ten temat. Małgorzata M. przyznała się do zarzutu zabójstwa dziecka. Wyznała, że chciała ochronić córkę przed złem tego świata. Mąż kobiety został zwolniony z aresztu, bo udowodniono, że w czasie zabójstwa był poza domem. Ona sama trafiła do szpitala psychiatrycznego.