Chirurg plastyczny czy specjalista od oszpecania?

Kobieta, którą oszpecił chirurg plastyczny ze Szczecina, przez ogłoszenie w gazecie szukała innych pacjentów poszkodowanych przez tego lekarza. W ciągu tygodnia zgłosiły się 23 osoby!

Praca każdego chirurga, również plastycznego, wymaga ogromnej koncentracji i precyzji. Nie ma w niej miejsca na zmęczenie i akord. Zapomniał o tym znany szczeciński chirurg Andrzej D. Dla niego ważniejsze były pieniądze niż bezpieczeństwo pacjentów. Po ośmiogodzinnym dyżurze w szpitalu w swojej prywatnej klinice niemal taśmowo wykonywał skomplikowane zabiegi. - Myślałam, że przed operacją omówimy jakieś szczegóły – opowiada pani Ewa, pacjentka dr. D. – A on od razu kazał mi położyć się na stole operacyjnym. Pani Ewa zgłosiła się do kliniki dr. D, ponieważ miała problem z opadającą lewą powieką. Po krótkiej konsultacji lekarz zaproponował jej operację obydwu powiek, by nie było między nimi różnicy w wyglądzie. Po operacji okazało się, że obydwie powieki się nie domykają! - Przed operacją pytałam go, czy nic mi nie grozi – mówi pani Ewa. – Zapewniał, że jestem absolutnie bezpieczna. A po operacji mówił, że wszystkie problemy ustąpią po dwóch tygodniach. Potem zapewniał, że wszystko minie po trzech tygodniach, potem, że po miesiącu, a w końcu, że po roku. Minęło kilka lat i nie było lepiej. Okaleczona kobieta nie mogła wrócić do pracy. Dziś wstydzi się pokazać przed kamerą. To nie jedyna ofiara tego lekarza. Anna Żochowska na operację do dr. D. przyjechała z Niemiec. Przeszła zabiegi odchudzające, po których zostały obwisłe powłoki skórne na brzuchu. - Po operacji wszystkie rany były czarne, zmartwiałe – mówi pani Anna. – Lekarz popatrzył i powiedział: To wszystko zejdzie, trzeba tylko smarować maścią silikonową. Maść nie pomogła. Kilka dni po zabiegu pani Anna wyruszyła w powrotną podróż do Niemiec. Przedtem upewniła się, czy wielogodzinne siedzenie za kierownicą jej nie zaszkodzi. Dr D. zapewnił, że nie ma się czego obawiać. Zaraz po powrocie pani Anna poczuła się bardzo źle. - Nie mogłam oddychać, czułam się jakbym miała zaraz umrzeć – opowiada. Zwróciła się o pomoc do prof. Wernera Manga, dyrektora kliniki w Linden. Pomógł jej, a potem wystawił opinię lekarską. Można w niej przeczytać m.in.: „Pacjentka znajdowała się w bardzo złym stanie ogólnym” oraz „po zakończeniu gojenia się rany wymagana jest co najmniej półroczna terapia”. Dr Andrzej D. z reporterem UWAGI! nie chciał rozmawiać. W końcu zgodził się na spotkanie, ale bez ekipy filmowej. Stanowczo zaprzeczył jakoby Anna Żochowska po jego zabiegu mogła mieć zatory płucne. Kwestionuje też opinię prof. Manga. - Jeśli doktor niemiecki pisze, że daliśmy za mało leków, to niech przeczyta książkę – twierdzi dr Andrzej D. Niemiecki lekarz jest autorem ponad stu publikacji fachowych, przewodniczącym Niemieckiego Stowarzyszenia Medycyny Estetycznej i Światowego Stowarzyszenia Chirurgii Estetycznej (WASS). Dla światowej sławy polskiego chirurga plastycznego prof. Kazimierza Kobusa, wszystko co robi dr Andrzej D. jest w jaskrawy sposób niezgodne z podstawowymi zasadami leczenia. - Przed operacją lekarz musi zebrać bardzo szczegółowe informacje – mówi prof. Kobus. Anna Żochowska poznała wiele innych kobiet, które operował dr D. Wszystkie skarżyły się, że po zabiegu nie chciał udzielać żadnych konsultacji. Jeśli pacjentka zgłaszała się z dolegliwościami, od razu proponował ponowną operację - pani Agata miała aż 12 poprawek po operacji brzucha. Dla prof. Kazimierza Kobusa taka sytuacja jest nie do pomyślenia: każdy zabieg to dodatkowe zagrożenie. - Dla mnie to był chleb powszedni – mówi z gorzką ironią pani Agata.

podziel się:

Pozostałe wiadomości