Wypadek miał miejsce 19 lat temu. Beata Grudzień nadal mieszka na wsi obok miejsca, w którym straciła rękę pod kołami pociągu. - Po prostu bawiła się na podwórku – przypomina matka Beaty. - Chwila nieuwagi, na moment weszłam do domu. Beatka wąską ścieżką przeszła przez zarośla i weszła na tory. Od 19 lat czuję się główną sprawczynią, że nie potrafiłam jej upilnować. - Od początku jak tylko zaczęłam chodzić, zawsze mnie tam ciągnęło. Mieszkamy blisko torów, niecałe 30 metrów. To był moment, byłam szybka, energiczna… niewiele mogę powiedzieć bo nie pamiętam – o zdarzeniu wiem głównie z opowieści rodziców, mówi naszemu reporterowi Beata. Dziewczyna przez lata zdążyła przyzwyczaić się do kalectwa. Nigdy jednak nie pogodziła się z trudnościami wynikającymi z niepełnosprawności. Zwłaszcza teraz, kiedy wychowuje blisko półtorarocznego syna. Beata w tym roku zdaje maturę. Zamierza iść na studia. Znajomi są pewni, że uda się jej zrealizować te plany i inne marzenia. Podziwiają jej samodzielność i odwagę. - Na co dzień największą trudność sprawia mi robienie zakupów, bo siatkę mogę trzymać tylko w jednej ręce – opowiada Beata. - Niedobrze mi jest też z tym, że pewnych rzeczy nie potrafię zrobić sama: uprać, obrać kartofli na obiad. Niby takie zwykłe rzeczy, a jednak sprawiają problem. Już za kilka miesięcy Beata będzie miała wygodną i nowoczesną protezę. Będzie mogła nawet ruszać palcami sztucznej ręki. Spełni się jej marzenie. - Nareszcie będę mogła przytulić swojego synka, mocno, dwoma rękoma. To na pewno będzie niesamowite!