- Po kryjomu zrobiłem zdjęcia, na których widać nazwisko osoby zmarłej, która leży w chłodni, a była już spalona rzekomo. Urna z prochami została już wydana i pojechała już do miasta, w którym miała być chowana - opowiada były pracownik krematorium.
Dziennikarz UWAGI! poszedł tropem zdjęcia, o którym mówi były pracownik. Na zwłokach leży charakterystyczna kartka. Wynika z niej, że kremacja zmarłej Jadwigi Soroki miała się odbyć 31 grudnia 2008 r. o godz. 10.00, jednak zdjęcie zwłok pracownik zrobił dużo później - 1 stycznia wieczorem. Dziennikarskie śledztwo zaprowadziło reportera na ulicę Cmentarną w Opolu, skąd - według informacji na kartce - zabrano ciało. Mieści się tam zakład pogrzebowy „Zieleń Miejska", który organizował pogrzeb kobiety. Kierownik firmy sprawdził w zachowanych księgach przewozów, kiedy przywieziono do Opola urnę z prochami i kiedy odbył się pogrzeb pani Jadwigi.
- 31 grudnia kierowca pojechał o 7.00, wracał o 13.00. Kremacja była 10.00. Z tego wynika, że kierowca był w Opolu o 13.00 już z urną z prochami - stwierdza Piotr Sitarz z zakładu pogrzebowego „Zieleń Miejska" w Opolu.
Ze zgromadzonych przez dziennikarza UWAGI! informacji wynika, że w urnie złożonej do grobu pani Jadwigi musiały znajdować się inne prochy, bo kiedy pracownik „Zieleni Miejskiej" wrócił do Opola, zwłoki nadal czekały na kremację.
Te same informacje już dwa lata temu mogła zdobyć prokuratura, bo autor zdjęć przekazał fotografie organom ścigania.
- Do prokuratury poszedłem, jak już byłem stamtąd zwolniony. Szef i szefowa narobili mi takiego wstydu na zakładzie rozpowiadając nieprawdziwe informacje, a później mi jeszcze grozili, że do końca życia będą mnie ciągać po sądach. Zmotywowało mnie to. Pomyślałem, że jak taki człowiek może zarzucać coś mi, skoro sam ma tyle za uszami. Nie miałem już nic do stracenia, zdobyłem się na odwagę i poszedłem to zgłosić. Prokuratura dostała też ode mnie zdjęcia. Ale sprawa ucichła. Nie chcieli się w ogóle tym zajmować - opowiada były pracownik krematorium.
Czy to możliwe, by prokuratura zlekceważyła sprawę bezczeszczenia zwłok w krematorium? Akta prowadzonego w Dąbrowie Górniczej śledztwa zaskakują. Prokurator po przesłuchaniu kilku osób, między innymi ówczesnych pracowników krematorium i jego szefów, umorzył postępowanie z braku dowodów. Tymczasem już po umorzeniu do akt wpłynęły dwa kluczowe dowody: zeznanie pracownika, który potwierdził informacje o bezczeszczeniu zwłok oraz wyniki zamówionej przez prokuratora analizy kryminalistycznej dostarczonych zdjęć. Z badań policyjnego laboratorium wynika, że fotografie i zawarta na nich data są autentyczne, ale prokurator nie zrobił z tej wiedzy użytku. - Faktycznie w tym postępowaniu, już po umorzeniu śledztwa zostały włączone w poczet materiału zeznania jeszcze jednego świadka, dołączona została ekspertyza kryminalistyczna z analizy tejże dokumentacji fotograficznej. W mojej ocenie ta ekspertyza nie zmienia oceny przedstawionej w postanowieniu o umorzeniu postępowania. Natomiast jeżeli chodzi o zeznania świadka, to faktycznie, prokurator zapoznał się z tym protokołem przesłuchania, który w istocie w pewien sposób wskazywał na okoliczności, o których mówił zawiadamiający. Jednakże zdaniem prokuratora prowadzącego to postępowanie, ocena tych zeznań nie zmieniła oceny wydanego postanowienia o umorzeniu - mówi Marta Zawada-Dybek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Grób rodziny Soroków mieści się na małym cmentarzu na obrzeżach Opola. Mieszkańcy okolicznych domów pomogli nam dotrzeć do syna pani Jadwigi, któremu musieliśmy przekazać wstrząsającą wiadomość.
- To się nie mieści w żadnych granicach. To jest ostatnie gnojstwo i trzeba z tym walczyć - podsumowuje sytuację Piotr Soroka.