Prawie pięć lat temu w lesie grzybiarz odnalazł zwłoki zamordowanego mężczyzny. Ciało nosiło ślady tortur a ofiarę pozbawiono życia ciosami noża. Zamordowanym był 34 letni znajomy Jerzego Gołubowicza. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu prezydent był mu winny ćwierć miliona złotych. Razem z kilkuletnimi odsetkami wartość zobowiązania w 2008 roku osiągnęła kwotę miliona złotych.Po roku śledztwa prokuratura oskarżyła pięć osób. Głównym oskarżonym jest Jerzy Gołubowicz, były prezydent Zabrza. To on miał wynająć napastników i przyprowadzić do lasu ofiarę. Jerzy Gołubowicz, który udzielił dziennikarzowi Uwagi jedynego wywiadu nie przyznaje się do winy. Zgodził się na upublicznienie swojego wizerunku oraz imienia i nazwiska.Jerzy Gołubowicz twierdzi, że pożyczył 25 tys. zł. Pieniądze były przeznaczone na remont domu. Jednak kwota 25 tysięcy to wersja Jerzego Gołubowicza. Jego wierzyciel dysponował podpisaną przez prezydenta umową, w której wpisano dziesięć razy większą kwotę. Prezydent Zabrza przez lata tłumaczył, że zaufał synowi wspólniczki w interesach i podpisał dokument, na którym nie było wpisanej kwoty pożyczki.- Sądzę, że to może być motyw, ale ja go nie zamordowałem. Nie zrobiłem mu krzywdy. Nie byłem z nim po imieniu. Znałem go tak, jak się zna sąsiada. Znałem go jako syna mojej wspólniczki, z którą prowadziłem księgarnię. Moim jedynym i wielkim błędem było moje zaufanie. To zaufanie doprowadziło do tego, że jestem bankrutem - mówi Jerzy Gołubowicz.Sprawę pożyczki prezydenta Zabrza szeroko relacjonowały lokalne media. Z ich tekstów wynika, że Gołubowicz zarzucał wierzycielowi oszustwo. Robił też wszystko, aby przeciągnąć proces w sprawie zwrotu długu. Wystarczyło jednak stwierdzenie autentyczności podpisu i sądu uznał wersję Lecha F. O nim samym niewiele można powiedzieć. Rodzina nie zgodziła się na rozmowę. Dziennikarze opisywali go jako odludka bez stałego źródła dochodu.- Był bardzo skryty, miał regularny tryb życia, wręcz pedantyczny - twierdzi Marzena Piechowicz Gruda, Nowiny Zabrzańskie.Lech F. oddał sprawę do komornika. Ten przystąpił do egzekucji długu. Dom miał zostać zlicytowany.- Dom stał się własnością pana F. Było wiadomo, że dom będzie licytowany i że pan F. zabierze pieniądze, które pozostaną po odliczeniu kredytu, który wzięliśmy na remont. Przez całe życie wkładaliśmy pieniądze w mury, bo chcieliśmy zostawić to w takim stanie córce, żeby nie musiała nic robić przy tym – tłumaczy Renata Gołubowicz, żona Jerzego Gołubowicza.W międzyczasie Jerzy Gołubowicz zaczął pomagać Lechowi F. w napisaniu doktoratu. Jeździł z nim do lasów. Prokuratura twierdzi, że w ten sposób oskarżony oswajał ofiarę z lasem i już wtedy planował morderstwo.- To była dla mnie szansa. Złożył mi ofertę: jeśli pomogę mu w pisaniu doktoratu, to on zapomni o zadłużeniu – opowiada Jerzy Gołubowicz.Doktorat nie został nigdzie zgłoszony. W niedziele w dniu zabójstwa Jerzy Gołubowicz wyjechał z domu przed południem. Żonie powiedział, że jedzie fotografować skutki trąby powietrznej jaka dzień wcześniej przeszła nad opolszczyzną. Potem jak twierdzi pojechał do domu córki posprzątać jej mieszkanie.- Jedyna osobą, która może potwierdzić, że tu był jest córka, która przywiozła mu obiad - mówi Renata Gołubowicz, żona Jerzego Gołubowicza.W akcie oskarżenia prokurator ujawnił, że w dniu zabójstwa Jerzy Gołubowicz kontaktował się z Lechem F. Dzwonił również do mężczyzny, który potwierdził w prokuraturze, że na polecenie Gołubowicza wynajął ludzi i zorganizował zasadzkę w wymysłowskim lesie.Zobacz reportaże UWAGI! na ten temat:Były prezydent Zabrza: nie zamordowałem!Spokojny, szanowany naukowiec, czy bezwzględny zabójca?