Bronił ofiar przemocy domowej i bił własną żonę?

TVN UWAGA! 259854
- Zaczął mnie bić pięściami po głowie i twarzy, miał sygnet z dużą głową lwa, który zakładał i bardziej bolało – relacjonuje pani Aleksandra, która przeżyła domowe piekło. Jej mąż to Krzysztof S., prawnik, który działał w jednej z organizacji na rzecz ofiar przemocy domowej.

Aleksandra pochodzi z małej miejscowości. Kiedy miała półtora roku zdiagnozowano u niej raka. Wtedy przeszła pierwszą operację na mózgu. Kolejny raz była operowana, jako nastolatka. Skutkiem ubocznym operacji są m.in. problemy z mową. Nowotwór jednak nie wrócił. Pięć lat temu kobieta poznała dobrze zapowiadającego się prawnika i wydawało się, że los się do niej uśmiechnął.

- Pięć razy dziennie mówił, że mnie kocha. Byłam zauroczona. Myślę, że każda kobieta chciałaby, żeby jej mąż pokazał tyle żonie, ile on mi – wspomina pani Aleksandra.

„Bił po twarzy i po głowie”

Okazało się, że były to tylko pozory. Jak wynika z opowieści pani Aleksandry, w jej związku dochodziło do przemocy, której apogeum nastąpiło w marcu tego roku.

- Na godz. 13 miał rozprawę w sądzie. Bardzo się na mnie wkurzył, bo nie mógł znaleźć telefonu komórkowego. Zaczął mnie bić pięściami, miał sygnet z dużą głową lwa, który zakładał i bardziej bolało, po twarzy i po głowie. Na stoliku kawowym stała misa metalowa. Zaczął mnie bić misą po głowie, aż mi ją w końcu rozwalił. Widząc, jak cieknie kazał mi się udać do lekarza, a sam poszedł na sprawę – relacjonuje pani Aleksandra.

Czy uważa, że mąż mógł chcieć ją zabić?

- Myślę, że tak. Na koniec powiedział, że chce, żebym znowu dostała guza mózgu – mówi pani Aleksandra.

Kobieta pojechała do szpitala. Miała liczne obrażenia głowy, w tym złamanie kości oczodołu i rozcięty łuk brwiowy. Widząc stan kobiety lekarze wezwali policję. Krzysztof S. trafił do aresztu. Jego żona zamieszkała w ośrodku dla ofiar przemocy, którego adres jest utajniony. Aleksandra z naszą reporterką spotkała się w Centrum Praw Kobiet.

Pomagał ofiarom przemocy domowej

Mąż pani Aleksandry jest adwokatem. W dodatku chciał uchodzić za obrońcę kobiet. Trzy lata temu rozpoczął współpracę z jedną z organizacji, zajmujących się przemocą w rodzinie.

- Nie dociekamy, dlaczego, ktoś chce pomagać. Jak chce pomagać, to umożliwiamy taką pomoc – mówi Bogdan Bednarek, prezes zarządu fundacji „Razem Lepiej”. I zaznacza. – Przedstawiał się nam. Mówił, że nienawidzi damskich bokserów. Jeżeli, ktoś w ten sposób mówi to mamy prawo przypuszczać, że damskim bokserem nie jest.

- Pomagał im. Bardzo był z tego dumny. To, co robił, co mówił to był kamuflaż – przekonuje pani Aleksandra.

W związku Aleksandry i Krzysztofa przemoc to nie był incydent. Jak wynika z relacji kobiety, jej dramat trwał latami. Zaczął się przed ślubem.

- Lekko uderzał, lekko kopał – przyznaje kobieta.

Dlaczego pani Aleksandra nie odeszła od mężczyzny?

- Byłam od niego uzależniona psychicznie. Cały czas sądziłam, że on się zmieni, że będzie lepiej. Że, jak urodzi się dziecko to będzie troskliwy, będzie się bardziej mną zajmował – mówi.

Kolega go broni

Tak się jednak nie stało. Zaskakująco zachowują się w tej sytuacji znajomi Krzysztofa S. Jeden z nich broni kolegi przed kamerą.

- Ola wielokrotnie pojawiała się w gronie naszych wspólnych znajomych. Dała się poznać, jako osoba marudna, która jest źle nastawiona do ludzi. Źle nastawiona do wszystkich znajomych, że oni chcą jej odebrać Krzyśka i źle jej życzą – mówi Jan Dostatni, znajomy Krzysztofa S.

Co sądzi o czynach kolegi?

- To jest dla mnie wielki szok. Mogę się za niego tylko modlić i mieć nadzieję, że wyjdzie z tego jakoś w miarę obronną ręką – stwierdza Dostatni. I dodaje. - Uważam, że powinien ponieść odpowiednią karę. Ale uważam, że też trzeba rozliczyć obie strony za jakieś sytuacje i zachowania. Jeżeli on straciłby licencję wykonywania swojego zawodu to będzie wrak człowieka. Trzeba się zastanowić, na ile można mu pomóc. Żeby on po tym, co się wydarzyło, nie wyszedł i nie popełnił większych głupot. Można w jednej chwili bardziej zniszczyć człowieka, niż na to zasługuje – mówi.

Zarzuty prokuratury

Prokuratorzy zarzucają Krzysztofowi S., że znęcał się nad Aleksandrą fizycznie i psychicznie. Miał ją m.in. wyzywać, szarpać oraz bić pięściami i kopać po ciele. Mężczyzna przyznał się do zarzutów.

- Mógł to być element jego taktyki procesowej, mający na celu uniknięcie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Jak wynika z postanowienia sądu, jednym z motywów tymczasowego aresztowania była obawa matactwa. Że podejrzany w bezprawny sposób, albo też inny może wpływać na pokrzywdzoną, by zmieniła swoje zeznanie. Albo wycofała, kierowane przeciwko niemu oskarżenia – mówi Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Aleksandra była zależna ekonomicznie od męża.

- Nie wiem, co teraz. Nie chce całe życie być zależna od kogoś. Chce się w końcu usamodzielnić – mówi pani Aleksandra.

Zawieszony przez radę adwokacką

Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet przekonuje, że myślenie, że biją tylko mężczyźni zaliczani do patologii to mit.

- Co najmniej 50 proc. to są kobiety, których mężowie, bądź one same zajmują odpowiedzialne stanowiska. Nie są to w żaden sposób rodziny patologiczne. Wśród naszych klientek były kobiety, których mężowie byli znani z pierwszych stron gazet. Byli politykami, biznesmenami – mówi Nowakowska.

Krzysztof S. wciąż przebywa w areszcie. Został przebadany przez biegłych psychiatrów, ale ci nie wydali jeszcze opinii o stanie jego zdrowia psychicznego. Warszawska izba adwokacka postanowiła o jego zawieszeniu. Pani Aleksandra po dwóch miesiącach opuściła ośrodek dla ofiar przemocy i usiłuje na nowo ułożyć sobie życie: wynajęła pokój i szuka pracy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości