Boją się chodzić do szkoły z powodu zachowania jednego z uczniów. Dyrektor: Problem eskaluje, a my nie mamy narzędzi prawnych

Boją się chodzić do szkoły z powodu zachowania jednego z uczniów
Rodzice skarżą się, że ich dzieci doświadczają w szkole agresji ze strony jednego z uczniów. - Dzieci nie chcą chodzić do szkoły, chowają się pod ławki – słyszymy. Co w tej sprawie zrobiła szkoła?

„Sytuacja jest bardzo poważna”

Do bulwersujących wydarzeń miało dochodzić w jednej z dolnośląskich podstawówek.

- Ten chłopiec przeklina, rzuca przedmiotami, potrafi uderzyć nauczycielkę. Kopać, pluć – mówi jedna z matek.

- Mój syn uciekał przed tym chłopcem. W pewnym momencie położył się na podłodze, osłonił głowę, a on okładał go rękami. Kiedy syn wstał, tamten kopnął go w twarz – opowiada pani Magdalena, matka pierwszoklasisty.

- Sytuacja jest bardzo poważna. Dzieci nie chcą chodzić do szkoły, chowają się pod ławki – dodaje inna z matek.

Według relacji rodziców, chłopiec zaczął przejawiać agresywne zachowania już na początku roku szkolnego. Z każdym miesiącem było coraz gorzej. Trudno mówić o normalnej nauce, bo chłopiec wybuchał nawet z powodu błahych nieprozumień, do jakich dochodzi pomiędzy tak małymi dziećmi.

- On zawsze musi być z przodu, pierwszy i najważniejszy. Jednego dnia, pierwsza przed klasą stała moja córka. Ten chłopiec podszedł i stanął pierwszy, co zdenerwowało moją córkę. Kiedy drzwi do klasy się otworzyły, wszedł tam tylko on i dostał ataku furii. Pani wychowawczyni i pani pedagog próbowały go uspokoić, ale on wykrzykiwał, że jutro przyniesie do szkoły nóż albo nożyczki i zabije moją córkę – opowiada pani Katarzyna.

- Moja córka została skopana na WF-ie, bo w zawodach sportowych była szybsza od niego. Potem została skopana pani, która go odciągała od mojej córki. Napisałam do mamy tego chłopca. Odpisała, że porozmawia z synem. Za kilka dni sytuacja się powtórzyła. Wtedy mama tego chłopca napisała, że skoro jej syn zagraża mojej córce, to niech się córka trzyma od niego z daleka – przywołuje pani Daria.

Co na to rodzice?

Inne matki pierwszoklasistów, podobnie jak pani Daria, próbowały kontaktować się z rodzicami chłopca.

- Chciałam powiedzieć tej mamie, że to nie chodzi tylko o nasze dzieci, także o jej dziecko. Że to wołanie o pomoc jej syna. Nie odpisała mi – mówi pani Katarzyna.

- W ich oczach zawsze winny jest ktoś inny, a nie to dziecko – dodaje inna z matek.

Przerażeni rodzice alarmowali dyrekcję szkoły. Zawiadamiali też policję, pisali pisma do MOPS-u, kuratorium oświaty i sądu. W szkole były organizowane zebrania w sprawie rozwiązania problemu z agresją chłopca.

- Rodzice tego dziecka nie bywają na zebraniach. Ze strony szkoły dostaliśmy informację, że zrobiono wszystko, co w ich mocy – opowiada pani Adrianna, matka pierwszoklasisty.

Jak sprawę komentuje dyrekcja szkoły?

- Próbowaliśmy dodatkowo wspomóc nauczyciela na lekcjach i przerwach – mówi wicedyrektorka szkoły.

- Nie jesteśmy w stanie chodzić z tym chłopcem za rękę, pilnować go cały czas – dodaje pedagog szkolna.

- Na tym poziomie, na którym zauważyliśmy nieprawidłowości, postanowiliśmy odseparować chłopca i przyznać mu nauczyciela, który będzie się nim zajmował. I coś takiego zrobiliśmy – komentuje dyrektor szkoły.

Szkoła nie ubiegała się jednak o tak zwanego nauczyciela wspomagającego, bo nie było do tego podstaw, gdyż uczeń nie miał orzeczenia. Wymagałoby to też zgody jego rodziców, podobnie jak objęcie dziecka indywidualnym tokiem nauczania. W szkole pracował z chłopcem pedagog i psycholog, ale dziecko nadal było agresywne i wulgarne.

- Współpraca z rodzicami tego chłopca była trudna. Niechętnie przyjmowali nasze uwagi. Podkreślają, że w domu nie mają problemów z dzieckiem i że dotyczy to tylko szkoły – dodaje dyrektor szkoły.

Rodzice nie komentują sprawy

Rodzice chłopca początkowo deklarowali, że chcą zabrać głos w sprawie i przedstawić swoje argumenty. Jednak potem odmówili rozmowy z nami. Otrzymaliśmy od nich odpowiedź, że ze względu na dobro ich dziecka nie udzielą komentarza do reportażu.

Tymczasem okazało się, że chłopiec przejawia zachowania agresywne nie tylko w szkole.

- Po zakończonych zajęciach chłopiec nie chciał wyjść z basenu. Zaczął mnie łapać za rękę i krzyczeć: „Zabiję cię, szmato”. Przytrzymałam go za rękę, żeby się obronić. Inne dzieci widziały tę sytuację. Kiedy udało się wejść do szatni, dostałam jeszcze od niego w brzuch i klapkiem w twarz. Została wezwana policja, opiekun dziecka, który po przyjeździe na miejsce odpowiedział, że „mu się dałam”. Najgorsze było to, że to dziecko widziało postawę ojca w tej sytuacji – opowiada kobieta prowadząca zajęcia pływackie.

- Problem eskaluje, a my nie mamy dodatkowych narzędzi prawnych – stwierdza dyrektor szkoły.

Kuratorium oświaty przeprowadziło postępowanie wyjaśniające w szkole. Uznało, że nie doszło do nieprawidłowości.

Sprawą zajmuje się teraz sąd rodzinny. Z uwagi na dobro małoletniego, nie udziela informacji, czy do rodziny został wprowadzony kurator i jakie sąd podjął decyzje w stosunku do opiekunów chłopca, by mu pomóc i przeciwdziałać jego agresywnym zachowaniom w stosunku do innych dzieci.

Po wydarzeniach na basenie chłopiec dostał naganę dyrektora szkoły. Nie będzie brał udziału w tych zajęciach. Został też objęty indywidualnym tokiem nauczania na niektórych lekcjach i ma już nauczyciela wspomagającego, co miało zacząć przynosić efekty.

Autor: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości