Ryszard Kukliński był oficerem Sztabu Generalnego i bardzo zaufanym współpracownikiem generała Jaruzelskiego. Kiedy dowiedział się o poufnych planach, które mogą doprowadzić do interwencji zbrojnej ZSRR, nawiązał współpracę z amerykańskim wywiadem. Jego czyny do dziś wzbudzają kontrowersje. - To był amerykański szpieg, osobowość żadna, pan nikt – twierdzi Jerzy Urban. - Jaki zdrajca? Kogo on zdradził? On zdradził Moskwę. Tak samo można powiedzieć, że AK zdradziło Hitlera - uważa Maria Nurowska, pisarka, autorka książki o płk. Kuklińskim. Życie pułkownika Kuklińskiego było na tyle barwne, że powstało o nim już kilka książek i filmów dokumentalnych. Na ekrany kin trafiła właśnie fabularna historia pułkownika – „Jack Strong”, zekranizowana przez Władysława Pasikowskiego. - Jednym z miejsc, z których nadawał informacje, była wieża kościoła św. Anny na Placu Zamkowym w Warszawie. Nadajnik, który nazywał się „Iskra” i przekazali mu Amerykanie, był protoplasta dzisiejszych telefonów komórkowych, miał swój odbiornik na dachu ambasady Stanów Zjednoczonych – mówi Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego. Pułkownik Kukliński systematycznie przekazywał CIA ponad 40 tysięcy stron najtajniejszych dokumentów Armii Radzieckiej i Układu Warszawskiego. Chociaż był bardzo aktywny, jego działalność przez 11 lat nie zostaje wykryta. Agentem CIA, który prowadził misję Kuklińskiego, był David Forden. Była to jedyna osoba, z którą pułkownik miał bezpośredni kontakt. - On tego nie robił dla pieniędzy. Pytał tylko o rzeczy potrzebne do wykonania operacji, jak lepsza kamera lub inny sprzęt. Ale nigdy nie było tak, że mu powiedzieliśmy: hej, robisz to już trzy miesiące. Tu masz 800 USD za miesiąc, czyli 2400 USD. To by było obraźliwe dla niego – mówi David Forden, były agent CIA. - Czy można szpiegować za darmo? Z przyczyn ideowych? Nikt nie może wiedzieć, czego on nie brał. Miał willę, miał jacht, to nie był standard życia przeciętnego pułkownika – twierdzi Jerzy Urban. - Jaka willa? To był szeregowy domek na Starym Mieście, ze spółdzielni wojskowej. Oprócz niego byli też inni oficerowie w tych willach. To nawet nie była willa, to był bliźniak A jacht budował pięć lat, zrobił go sobie sam. Miał stary samochód. Jakby chciał, na pewno zostałby tu generałem i świetnie by sobie żył. On wszystko położył na jedną szalę. Tylko dlatego, że czuł się żołnierzem, a żołnierz musi bronić ojczyny – mówi Maria Nurowska, pisarka, autorka książki o płk. Kuklińskim. W 1981 roku Kukliński musiał uciekać ze swojego warszawskiego domu. Razem z rodziną został ewakuowany do USA. Po jego ucieczce skazano go na karę śmierci za przekazywanie sowieckich dokumentów a państwo przejęło cały jego majątek. - Po ucieczce do Stanów Zjednoczonych, pułkownik Ryszard Kukliński, zamieszkał pod Waszyngtonem i pracował tu jako doradca Pentagonu, gdzie był cenionym analitykiem Europy Wschodniej. Szef CIA starał się o nadania pułkownikowi Kuklińskiemu amerykańskiego obywatelstwa. Chciał też, aby przyznano mu stopień pułkownika amerykańskiej armii. W raporcie dla prezydenta Ronalda Regana, szef CIA napisał, że nikt na świecie, w ciągu ostatnich 40 lat, nie zaszkodził komunizmowi tak, jak ten Polak – mówi Marcin Wrona, korespondent Faktów TVN. - To, co on zrobił, wymagało wyjątkowego poświęcenia się, osobistego bohaterstwa, i właściwie nie liczenia się z możliwymi stratami. Koszt tego, co zrobił na rzecz Polski, poniosła jego rodzina i to w sposób jak najbardziej bolesny – tłumaczy prof. Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego USA. W 1994 roku w nieznanych okolicznościach zginęli dwaj synowie pułkownika. On sam, na wypadek zemsty, musiał często zmieniać miejsca zamieszkania. Dostał też inną tożsamość. Ochrona towarzyszyła Kuklińskiemu już do końca życia. Także, kiedy w 1998 roku nareszcie oczyszczony z zarzutów, przyjechał do Polski. - To było jedno z najtrudniejszych wyzwań, i na ówczesny czas, i do tej pory. Była to osoba w tamtym czasie dość kontrowersyjna i niejednoznacznie oceniana, a jednocześnie mieliśmy całą masę sygnałów o grożącym mu niebezpieczeństwie. Wtedy chyba pierwszy raz, oficerowie z Biura Ochrony Rządu, mieli broń automatyczną na wierzchu. To była trochę taka terapia szokowa, która na tamten czas okazała się skuteczna – opowiada gen. Mirosław Gawor, były szef BOR. Pułkownik Kukliński zmarł w 2004 roku. Na podstawie jego zeznań oraz wspomnień agentów CIA powstał scenariusz filmu „Jack Strong”, który wiernie opowiada o jego życiu. - Kukliński nigdy nie traktował siebie jako jakiegoś bohatera. Pytałem się go, jak on się po tym wszystkim czuje. Powiedział, że jest człowiekiem wewnętrznie wypalonym, głęboko złamanym. Można powiedzieć, że był osobą spełnioną w sensie tego, co zrobił dla Polski, ale w sensie osobistym był głęboko nieszczęśliwy. Najbardziej martwiło go to, że jego żona miała nieskrywane pretensje o to, że ich synowie zginęli z powodu jego działalności - mówi Jerzy Bukowski, przyjaciel.