Błąd medyczny przykuł go do wózka

TVN UWAGA! 3735221
TVN UWAGA! 152787
Błędna diagnoza, niepotrzebna operacja i fałszowanie historii choroby. Sześć lat temu Grzegorz Ryba - architekt z Tarnowa nie spodziewał się, że to wszystko będzie dotyczyło jego jednego pobytu w łódzkim szpitalu, podczas którego przechodził operację, która dawała mu cień nadziei na poprawę stanu zdrowia. Dziś nie jest w stanie żyć bez pomocy innych.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Łodzi imienia Barlickiego to jedna z najlepszych placówek w województwie. Sześć lat temu trafił tu tarnowski architekt – Grzegorz Ryba. Od wielu lat miał dolegliwości neurologiczne i mimo konsultacji w różnych placówkach medycznych – lekarze nie potrafili jednoznacznie wskazać przyczyny schorzenia.

- Miałem problem z prawą nogą, zaczęła mi opadać stopa. Były podejrzenia neurologiczne, że jest to stwardnienie rozsiane. Pojechałem do Łodzi. Leżałem w szpitalu dwa tygodnie i definitywnie stwierdzono, że nie jest to stwardnienie rozsiane. Wyjeżdżając, pojawił się jeszcze doktor z chirurgii, który stwierdził, że jest w stanie mi pomóc. Ten profesor obiecał mi, że będzie mnie operował. W piątek położyli mnie na sali, operacja miała być na początku następnego tygodnia. W sobotę rano przyszła pielęgniarka i powiedziała, żebym nic nie jadł, bo będzie operacja. Nie zgodziłem się na operację. Podpisałem tylko coś ostatnimi ruchami, gdy już byłem intubowany. Ale to nie była zgoda na operację, tylko na uśpienie – opowiada Grzegorz Ryba.

Nie mając pisemnej zgody, wymaganej w takich przypadkach, lekarze przystąpili do operacji. Pan Grzegorza był przeświadczony, że skomplikowaną operację na rdzeniu kręgowym przeprowadzi profesor, który stawiał diagnozę.

- Mogę stwierdzić, że profesor mnie oszukał. Miał być przy operacji i miał mnie operować. Jemu zaufałem, a jego nawet przy operacji nie było. Mieli wolną sobotę i mnie potraktowali jak towar i rzucili mnie na stół operacyjny – mówi dalej Grzegorz Ryba. Podczas operacji Grzegorzowi Rybie uszkodzono rdzeń kręgowy. Wyjechał ze szpitala sparaliżowany. Od klatki piersiowej w dół nic nie czuje, nie kontroluje swoich czynności fizjologicznych i jest całkowicie zdany na pomoc innych. Jego dotychczasowe życie runęło.

- Był taki moment, że nie chciał nikogo widzieć. Wstydził się tego. Uważał, że wszyscy na niego patrzą. Nie był w stanie tego zaakceptować. Kiedyś był duszą towarzystwa, a nagle przestał być sprawny. Widziałam, że go to bardzo boli, więc zaczęliśmy unikać towarzystwa – opowiada Lidia Ryba, żona pana Grzegorza. Trzy lata po operacji, za namową bliskich i znajomych, pan Grzegorz wystąpił na drogę sądową o zadośćuczynienie. Gdy zażądał dokumentacji medycznej - szpital przysłał mu niepełną – brakowało w niej istotnych wpisów dotyczących badań pacjenta, rozpoznani choroby i rodzaju leczenia, dlatego pan Grzegorz napisał skargę do NFZ.

- Po tej mojej skardze otrzymałem dokumentację ze szpitala. Ale podstawowe strony absolutnie nie zgadzały się tymi, które dostałem przed złożeniem skargi – mówi Grzegorz Ryba.

- W pozwie wprost postawiliśmy zarzut fałszowania dokumentacji, bo tutaj nie było wątpliwości. W ręku pacjenta były dwie różne wersje dokumentacji – dodaje mecenas Jolanta Budzowska. Kilku biegłych odmówiło wydania opinii w sprawie leczenia Grzegorza Ryby. Po długich staraniach mecenas Budzowskiej udało się zainteresować sprawą biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Katowicach.

- Biegli stwierdzili, że gdyby właściwie zanalizowano badania pana Ryby, sprzed operacji, to w zasadzie nie powinno dojść do tej operacji. On był operowany na inne schorzenie niż to, co miał – mówi mecenas Jolanta Budzowska. Po prawie trzech latach procesu pan Grzegorz wygrał sprawę. Sąd pierwszej instancji nakazał szpitalowi wypłatę zadośćuczynienia ale nie wiadomo kiedy okaleczony pacjent dostanie pieniądze.

- Zgodnie z prawem będziemy apelować, jeśli taka zostanie podjęta decyzja – komentuje wyrok sądu Anna Murlewska, dyrektor medyczny Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi.

Niedawno pan Grzegorz skontaktował się z lekarzami z wrocławskiego szpitala, którzy rok temu przeprowadzili zabieg przeszczepienia komórek do rdzenia kręgowego pacjenta, sparaliżowany od pasa w dół. Dziś pacjent stawia samodzielne kroki. Tarnowski architekt wierzy, że on też stanie na nogach.

podziel się:

Pozostałe wiadomości