"Gdy się obudziłam, nie czułam nóg"
Bieg z przeszkodami Survival Race miał być latem ubiegłego roku sportową przygodą dla Marzanny Wieczorek, pracownicy dużej firmy, żony, matki i od niedawna babci. Warszawska przygoda w jednej chwili przewróciła jej całe życie. Na jednej z przeszkód, olbrzymiej poduszce, na którą należało skoczyć, doszło do tragedii.
- Skoczyłam na przeszkodę i na tym moja pamięć się kończy - mówi Marzanna Wieczorek, którą z poduszki z wielką siłą wyrzucił skok następnych zawodników. - Kiedy się obudziłam, zobaczyłam chłopaka, który unieruchamia mi głowę. Mówiłam, że się duszę. A później, że nie czuję nóg – wspomina Marzanna Wieczorek.
Diagnoza - złamany kręgosłup i uraz rdzenia - oznaczała początek walki, by reszty życia nie spędzić na wózku.
Zawodnicy: panował chaos
Do prokuratury zgłosili się uczestnicy zawodów, którzy twierdzili, że na przeszkodzie, gdzie doszło do wypadku, panował chaos. Nikt też nie instruował biegaczy, że skakać powinni dopiero, gdy inni opuszczą poduszkę. Kluczowy dowód dostarczył zawodnik, który nagrał zdarzenie zamontowaną na czole kamerą.
- Żadnej informacji na górze nie było. Tam była osoba, ale ona była kompletnie nie oznakowana. Nie była zauważana, nie miała żadnego przebicia – mówi Adam, uczestnik biegu.
Bogusław Kowalski, ekspert do spraw BHP, nie ma żadnych wątpliwości, że powodem niefortunnego skoku dwóch zawodników i wypadku Marzanny Wieczorek były poważne zaniedbania organizatora biegu.
- Tu jest chaos. Ludzie robią co chcą – przyznaje.
Ubezpieczyciel nie zapłaci
Specjaliści uznali, że jedyną szansą pani Marzanny jest niezwykle kosztowna rehabilitacja unikatową, japońską metodą, wzmacniania przez specjalnego robota sygnałów przesyłanych przez mózg do mięśni. Z czasem bodźce mogą stać się na tyle silne, że pacjent sam stanie na nogach.
W terapii najważniejszy jest czas. Pani Marzanna nie mogła więc czekać, aż badająca sprawę wypadku prokuratura wskaże odpowiedzialnych za jej dramat. Z pomocą przyszli znajomi, z którymi wcześniej uprawiała, tzw. kettlebell, sport polegający na podnoszeniu specjalnych odważników. Pomogli nagłośnić sprawę i zdobyć pieniądze na początek terapii.
- Pomagają mi znajomi i ludzi, których nie znam. Moja siostrzenica uruchomiała dla mnie stronę na Facebooku. Do tej pory rehabilitacja kosztowała jakieś 70 tysięcy złotych - przyznaje Marzanna Wieczorek.
Od firmy ubezpieczającej zawody pani Marzanna usłyszała że nie dostanie ani złotówki odszkodowania. Ubezpieczyciel tłumaczył, że na razie nikt nie udowodnił winy organizatorowi biegu, a on sam nie czuje się odpowiedzialny za wypadek. Argumentował, że wszyscy zawodnicy podpisali oświadczenie, że biegną na własne, wyłączne ryzyko.
Czy padła komenda: do skoku?
Organizatorem biegów Survival Race jest niewielka firma z Wrocławia, na jej czele stoi Dawid Lewandowski, który od kilku lat przygotowuje zawody w największych polskich miastach. Z filmu wynika, że w chwili wypadku to on osobiście pilnował bezpieczeństwa na przeszkodzie o nazwie "cube".
- Obsługa informowała ludzi, kiedy mogą skoczyć, wtedy kiedy byli pewni że poduszka została opuszczona przez wszystkich uczestników. I dopiero wtedy wydawała komendę do skoku. Te dwie osoby się do tego nie zastosowały - twierdzi Dawid Lewandowski, organizator biegu.
Dawid Lewandowski najpewniej nie wiedział, że istnieje nagranie, które ujawnia zupełnie inny obraz rzeczywistości. Na filmie nie widać, by w jakikolwiek sposób panował nad pokonywaniem przeszkody przez kolejnych biegaczy.
Prezes firmy Brento organizuje w tym roku kolejne biegi bliźniaczo podobne do tego, w którym Marzanna Wieczorek straciła zdrowie. Sprawę wypadku bada cały czas warszawska prokuratura, a pełnomocnik pani Marzanny zapowiada pozew o wysokie odszkodowanie przeciw organizatorowi biegu. W procesie kluczową może być opinia przygotowana przez Bogusława Kowalskiego, jednoznacznie obciążająca odpowiedzialnością właśnie organizatora.